piątek, 13 lutego 2015

Gunbuster




Gunbuster
Rok produkcji: 1988 - 1989
Liczba odcinków: 6

Opening (do 4 epizodów)

Fabuła
            Gunbaster trafiał na listę Anime do obejrzenia wielokrotnie, ale głównie z powodu mojego zapominalstwa, bądź „ważniejszych” serii do obejrzenia, ciągle go przekładałem. Niemniej, w końcu czas nadszedł na rozprawienie się z Gunbusterem, kolejną serią z nielubianego przeze mnie Gainaxu, od jeszcze mniej lubianego przeze mnie Anno.

            Nie chciałem lubić Gunbastera, starałem się wciąż szukać dziury w całym i po prostu walnąć kolejnego paszkwila pokroju mojej opinii na temat EVY. Niestety Gunbuster mi na to nie pozwolił. Od początku postawił sprawę jasno: „jestem sympatyczną serią i kropka”. No i polubiłem Gunbastera. Jasne, ma trochę wad, czy nieścisłości tu czy tu, ale za to ogląda się go wyjątkowo dobrze, a i klimat ma bardzo dobry.

            Największym problemem tej serii jest chyba to, że to w zasadzie dwie serie, o dwóch niemal diametralnie innych klimatach. Pierwsze cztery odcinki to typowe SuperRobots z elementami Real i z dużą dawką zdrowego humoru oraz z jasnym jak słońce morałem. Natomoast dwa ostatnie epy, to już inny kaliber - dużo cięższe zarówno pod względem fabularnym jak i klimatu, który bardzo spoważniał. Osobiście mam bardzo mieszane uczucia, co do takiego zabiegu. Byłem przyzwyczajony do lekkiego klimatu, a tu nagle na koniec dostaję ciężkim młotem po głowie. Był to szok - dobry szok, ale mimo wszystko szok. Coś jak nagła zmiana klimatu w ZZ Gundamie, tyle, że w Gunbusterze przejście to było nieco bardziej płynne.
           
            Świat przedstawiony jest bardzo dobrze zarysowany, a cała technologia dostała mikroserię w postaci Gunbuster lessons, gdzie główni bohaterowie przedstawiają osiągnięcia nauki Ziemi Gunbustera w przystępny sposób, chociaż niektóre rozwiązania obecnie uważam za dyskusyjne (chociażby 13 planet w Solu). Jednak czar SF w serii czuć w odcinkach 5 i 6, gdy seria poważnieje i w kapitalny sposób zostaje wykorzystana różnica upływu czasu miedzy statkiem naszych bohaterów o Ziemią. To buduje świetny klimat, momentami wpadający w melancholię tak dobrze mi znaną z Cylindra Van Troffa Zajdla. Do tego klimat hard SF potęguje zabieg stylistyczny w ostatnim odcinku - brak kolorów. Czerń i biel dodała epickości i spotęgowała klimat, ale… mam do tego rozwiązania również mieszane uczucia. Dużo lepszym, moim zdaniem, rozwiązaniem była mieszanka scen w kolorze (Ziemia) i w czarni i bieli sceny w kosmosie (a w szczególności zakończenie). Jeden z najpiękniejszych, najsmutniejszych i jednocześnie szczęśliwych epilogów, jakie miałem okazje ostatnio oglądać.    

Postacie
            Eh… Po Evangelionach stwierdziłem, że Anno nie umie pisać postaci. Gunbuster w zasadzie potwierdza mi tą tezę, tylko, że w przypadku tej serii to nie przeszkadza. Postacie, choć mocno niedoskonałe, to w przeciwieństwie do późniejszych (prze)tworów Anno postacie są sympatyczne i w praktyce nie da się ich nie lubić. Noiriko to typowa główna bohaterka, której brakuje pewności siebie, ale dzięki ciężkiej pracy i pomocy przyjaciół potrafi przenosić góry. Do tego jest fanką mangi i anime (w jej pokoju wiszą plakaty Mojego Sąsiada Totoro i Nausicii (sam chciałbym taki mieć), a w micro serii o nauce w jednym epizodzie cospley’uje wszystkie klasyczne Sailorki (plus Taxido). No i tak naprawdę to właśnie ona posiada prawdziwy rozwój i do tego bardzo łatwo się z nią identyfikować. Jej koleżanka i idolka - Kazumi - podobnie jak Noriko jest sympatyczna. To ona jest zazwyczaj głosem rozsądku i strofuje nieco zbyt emocjonalną młodszą koleżankę. Ma jednak parę dziwnych momentów, szczególnie przy drugiej dyskusji na temat tego, że Noiriko nie może brać udziału w walkach, mimo że podobna dyskusja odbyła się jeszcze przed wylotem naszych bohaterek w kosmos. Jest też bohaterką dosyć dziwacznego wątku romantycznego. „Trener” Otha to taki prototyp dla Gendo. Gendo to taka wersja demo Othy. Gość jest surowym instruktorem, który wyciska dziewiąte poty z naszych bohaterek, a do tego, upiera się, że w niezdarnej i przerażonej dziewczynie drzemie ogromny potencjał, który pozwoli uratować ludzkość. Jung Freud to pilot z ZSRR (naprawdę zabawnie wychodzą takie rzeczy, gdy w latach 20XX wciąż jest mowa o ZSRR). Początkowo to rywalka Kazumi, a później bliska przyjaciółka głównych bohaterek. Fajna postać poboczna, ot typowa twarda dziewczyna z zawadiackim wyrazem twarzy. Generalnie to z jej powodu pochlipywałem przy napisach końcowych. No i na koniec Kimiko. Koleżanka Noiriko z akademii, która zawsze ją wspierała i podtrzymywała na duchu. W przeciwieństwie do innych koleżanek nigdy nie podejrzewała Noiriko o to, że jej wybór do lotu w kosmos to efekt nepotyzmu. Do tego w późniejszych odcinkach staje się punktem odniesienia. Gdy nasze bohaterki wracają pierwszy raz, Kimiko jest już młodą matką, gdy wracają jej córka jest już nastolatką. To właśnie głównie dzięki niej mamy ten niezwykle melancholijny klimat serii.

Mechy
            Tutaj wyszło w zasadzie najsłabiej. Generalnie podstawowe maszyny w serii wyglądem przypominają Getta Robo i średnio pasują do całkiem „poważnego” SF, jaki mamy w tej serii. W sumie broni się jedynie sam Gunbuster i jego wersja produkcyjna. Same bitwy też niespecjalnie wyglądały. Szczególnie, gdy oglądaliśmy je z perspektywy kokpitu, gdzie otrzymaliśmy mało ciekawe pętle animacyjne. Choć trzeba oddać sprawiedliwość, gdy miały wyglądać epicko to wyglądały (w późniejszych epach).  

Animacja i muzyka
            Animacja to taki standard przełomu lat 80tych i 90tych w OVAch, czyli baaaaaaaaaaaardzo ładna i przy tym ręczna. Jasne to jest Gainax, więc trochę mocno rzucających się w oczy pętl animacyjnych jest (szczególnie podczas scen pokazujących pilotowanie mechów). Do tego takie dziwne wstawki, bo Mechy ogólnie niby nawiązywały swoim malowaniem do państwa, z którego pochodzą, ale tak np. mamy MSa z logiem Adidasa… Czyżby w przyszłości było państwo dresów? Niemniej to drobnostki niemające żadnego wpływu na odbiór serii. Jedyne, co mi się nie podobało tak naprawdę, to słaba animacja w mikroserii Science lessons. Postacie w SD wyglądały naprawdę słabo. Ładnie zrobiło się w dwóch ostatnich odcinkach.
            Muzyka była dobra, choć nieszczególnie zapadła mi w pamięć. Niemniej warto o niej wspomnieć, bo melodia z finału dźwięczy mi w uchu do tej pory.

Podsumowanie
            Dobra seria zarówno od Gainaxa jak i (co niesamowite) od Anno. W zasadzie podsumować mogę prostym zdaniem: Piękna i melancholijna seria. Najlepsze anime wydane przez tę wytwórnie. Ocena jest dla mnie trudna, dlatego iż pasuje mi wszystko między 7 a 9 Tetsujinów, zatem:

Ocena
8 Tesujinów

Brak komentarzy: