Gunbuster
Rok
produkcji: 1988 - 1989
Liczba
odcinków: 6
Opening
(do 4 epizodów)
Fabuła
Gunbaster trafiał na listę Anime do
obejrzenia wielokrotnie, ale głównie z powodu mojego zapominalstwa, bądź
„ważniejszych” serii do obejrzenia, ciągle go przekładałem. Niemniej, w końcu
czas nadszedł na rozprawienie się z Gunbusterem, kolejną serią z nielubianego
przeze mnie Gainaxu, od jeszcze mniej lubianego przeze mnie Anno.
Nie chciałem lubić Gunbastera,
starałem się wciąż szukać dziury w całym i po prostu walnąć kolejnego paszkwila
pokroju mojej opinii na temat EVY. Niestety Gunbuster mi na to nie pozwolił. Od
początku postawił sprawę jasno: „jestem sympatyczną serią i kropka”. No i
polubiłem Gunbastera. Jasne, ma trochę wad, czy nieścisłości tu czy tu, ale za
to ogląda się go wyjątkowo dobrze, a i klimat ma bardzo dobry.
Największym problemem tej serii jest
chyba to, że to w zasadzie dwie serie, o dwóch niemal diametralnie innych
klimatach. Pierwsze cztery odcinki to typowe SuperRobots z elementami Real i z
dużą dawką zdrowego humoru oraz z jasnym jak słońce morałem. Natomoast dwa ostatnie
epy, to już inny kaliber - dużo cięższe zarówno pod względem fabularnym jak i
klimatu, który bardzo spoważniał. Osobiście mam bardzo mieszane uczucia, co do
takiego zabiegu. Byłem przyzwyczajony do lekkiego klimatu, a tu nagle na koniec
dostaję ciężkim młotem po głowie. Był to szok - dobry szok, ale mimo wszystko
szok. Coś jak nagła zmiana klimatu w ZZ Gundamie, tyle, że w Gunbusterze
przejście to było nieco bardziej płynne.
Świat przedstawiony jest bardzo
dobrze zarysowany, a cała technologia dostała mikroserię w postaci Gunbuster
lessons, gdzie główni bohaterowie przedstawiają osiągnięcia nauki Ziemi Gunbustera
w przystępny sposób, chociaż niektóre rozwiązania obecnie uważam za dyskusyjne
(chociażby 13 planet w Solu). Jednak czar SF w serii czuć w odcinkach 5 i 6,
gdy seria poważnieje i w kapitalny sposób zostaje wykorzystana różnica upływu
czasu miedzy statkiem naszych bohaterów o Ziemią. To buduje świetny klimat,
momentami wpadający w melancholię tak dobrze mi znaną z Cylindra Van Troffa
Zajdla. Do tego klimat hard SF potęguje zabieg stylistyczny w ostatnim odcinku
- brak kolorów. Czerń i biel dodała epickości i spotęgowała klimat, ale… mam do
tego rozwiązania również mieszane uczucia. Dużo lepszym, moim zdaniem,
rozwiązaniem była mieszanka scen w kolorze (Ziemia) i w czarni i bieli sceny w
kosmosie (a w szczególności zakończenie). Jeden z najpiękniejszych,
najsmutniejszych i jednocześnie szczęśliwych epilogów, jakie miałem okazje
ostatnio oglądać.
Postacie
Eh… Po Evangelionach stwierdziłem,
że Anno nie umie pisać postaci. Gunbuster w zasadzie potwierdza mi tą tezę,
tylko, że w przypadku tej serii to nie przeszkadza. Postacie, choć mocno
niedoskonałe, to w przeciwieństwie do późniejszych (prze)tworów Anno postacie są
sympatyczne i w praktyce nie da się ich nie lubić. Noiriko to typowa główna
bohaterka, której brakuje pewności siebie, ale dzięki ciężkiej pracy i pomocy
przyjaciół potrafi przenosić góry. Do tego jest fanką mangi i anime (w jej
pokoju wiszą plakaty Mojego Sąsiada Totoro i Nausicii (sam chciałbym taki
mieć), a w micro serii o nauce w jednym epizodzie cospley’uje wszystkie
klasyczne Sailorki (plus Taxido). No i tak naprawdę to właśnie ona posiada
prawdziwy rozwój i do tego bardzo łatwo się z nią identyfikować. Jej koleżanka
i idolka - Kazumi - podobnie jak Noriko jest sympatyczna. To ona jest zazwyczaj
głosem rozsądku i strofuje nieco zbyt emocjonalną młodszą koleżankę. Ma jednak
parę dziwnych momentów, szczególnie przy drugiej dyskusji na temat tego, że
Noiriko nie może brać udziału w walkach, mimo że podobna dyskusja odbyła się
jeszcze przed wylotem naszych bohaterek w kosmos. Jest też bohaterką dosyć
dziwacznego wątku romantycznego. „Trener” Otha to taki prototyp dla Gendo. Gendo
to taka wersja demo Othy. Gość jest surowym instruktorem, który wyciska
dziewiąte poty z naszych bohaterek, a do tego, upiera się, że w niezdarnej i
przerażonej dziewczynie drzemie ogromny potencjał, który pozwoli uratować
ludzkość. Jung Freud to pilot z ZSRR (naprawdę zabawnie wychodzą takie rzeczy,
gdy w latach 20XX wciąż jest mowa o ZSRR). Początkowo to rywalka Kazumi, a
później bliska przyjaciółka głównych bohaterek. Fajna postać poboczna, ot typowa
twarda dziewczyna z zawadiackim wyrazem twarzy. Generalnie to z jej powodu
pochlipywałem przy napisach końcowych. No i na koniec Kimiko. Koleżanka Noiriko
z akademii, która zawsze ją wspierała i podtrzymywała na duchu. W
przeciwieństwie do innych koleżanek nigdy nie podejrzewała Noiriko o to, że jej
wybór do lotu w kosmos to efekt nepotyzmu. Do tego w późniejszych odcinkach
staje się punktem odniesienia. Gdy nasze bohaterki wracają pierwszy raz, Kimiko
jest już młodą matką, gdy wracają jej córka jest już nastolatką. To właśnie
głównie dzięki niej mamy ten niezwykle melancholijny klimat serii.
Mechy
Tutaj wyszło w zasadzie najsłabiej.
Generalnie podstawowe maszyny w serii wyglądem przypominają Getta Robo i
średnio pasują do całkiem „poważnego” SF, jaki mamy w tej serii. W sumie broni
się jedynie sam Gunbuster i jego wersja produkcyjna. Same bitwy też
niespecjalnie wyglądały. Szczególnie, gdy oglądaliśmy je z perspektywy kokpitu,
gdzie otrzymaliśmy mało ciekawe pętle animacyjne. Choć trzeba oddać sprawiedliwość,
gdy miały wyglądać epicko to wyglądały (w późniejszych epach).
Animacja i muzyka
Animacja to taki standard przełomu
lat 80tych i 90tych w OVAch, czyli baaaaaaaaaaaardzo ładna i przy tym ręczna. Jasne
to jest Gainax, więc trochę mocno rzucających się w oczy pętl animacyjnych jest
(szczególnie podczas scen pokazujących pilotowanie mechów). Do tego takie
dziwne wstawki, bo Mechy ogólnie niby nawiązywały swoim malowaniem do państwa,
z którego pochodzą, ale tak np. mamy MSa z logiem Adidasa… Czyżby w przyszłości
było państwo dresów? Niemniej to drobnostki niemające żadnego wpływu na odbiór
serii. Jedyne, co mi się nie podobało tak naprawdę, to słaba animacja w
mikroserii Science lessons. Postacie w SD wyglądały naprawdę słabo. Ładnie
zrobiło się w dwóch ostatnich odcinkach.
Muzyka była dobra, choć
nieszczególnie zapadła mi w pamięć. Niemniej warto o niej wspomnieć, bo melodia
z finału dźwięczy mi w uchu do tej pory.
Podsumowanie
Dobra seria zarówno od Gainaxa jak i (co
niesamowite) od Anno. W zasadzie podsumować mogę prostym zdaniem: Piękna i
melancholijna seria. Najlepsze anime wydane przez tę wytwórnie. Ocena jest dla
mnie trudna, dlatego iż pasuje mi wszystko między 7 a 9 Tetsujinów, zatem:
Ocena
8 Tesujinów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz