niedziela, 2 listopada 2014

Eureka Seven



Eureka Seven
Liczba odcinków: 50
Rok produkcji: 2005-2006

Opening 3 (ten który podobał najbardziej)



Fabuła
            Niespecjalnie chciałem oglądać Eurekę 7. Niespecjalnie lubię nowsze serie anime i w seriach po roku 2000 staram się trzymać tylko bliskich mi marek. Jednak zbliżająca się premiera G Reco skłoniła mnie do przeprowadzenia przygotowań do tego „wydarzenia”. Serie Tomino znam, a i tak postanowiłem obejrzeć Turn A ponownie (nowa recka już niedługo). Natomiast z twórczością drugiej najważniejszej osoby pracującej przy nowym Gundamie nie miałem styczności (prócz jego początków w serii King Gainer).

Nadrobiłem więc zaległości i obejrzałem… 50 epów łyknąłem w sumie w 50 dni i nie żałuje ani jednego. Eurekę ogląda się wyjątkowo dobrze, przyjemnie i w ogóle każda minuta spędzona z załogą Gekkostate gwarantuje świetną zabawę.  Fabuła jak i konstrukcja serii sprawiły, że w zasadzie po dwóch epach stwierdziłem, iż Eureka to w zasadzie taki bardziej epicki Gundam X. Podobna para głównych bohaterów i podobne wątki fabularne, tylko, że to wszystko na dużo większą skalę. Główny wątek wciąga i jest rozwijany bardzo dobrze. Nie zawdozi również jego konkluzja, chociaż zakończenie ma jeden poważniejszy problem: brak pokazania co się stało z zresztą załogi Gekko.Pomimo tego jest to tylko moje narzekanie, a nie jakiś koszmarny błąd. Zresztą ta seria ma trochę denerwujących elementów, ale są to momenty, jedynie warte krótkiej wzmianki, bo cała reszta jest tak… urzekająca, że możemy darować Eurece nawet poważniejsze potknięcia.

Eureka ma zadziwiającą właściwość, powodującą, że gdy ją oglądam, to całkowicie zapominam o wszystkim co z tą serią jest nie tak i po prostu bawię się świetnie. Różnie jest później – szczególnie, gdy przygotowywałem się do tej recenzji wychodziło to bardziej krytycznie niż bym chciał. A czym są te potknięcia? Bliżej omówię je przy okazji postaci, bo to głównie w tym aspekcie serial popełnia największe grzechy, co jest o tyle zabawne, że to jednocześnie najmocniejsza strona tej serii.

Pod względem fabularnym jak już wspomniałem, nie ma się specjalnie do czego się przyczepić. Całość jest spójna i prowadzona konsekwentnie, bez żadnych dziwnych zwrotów akcji świadczących o braku pomysłów scenarzystów. Jasne, niektóre elementy można by było rozwinąć lepiej, ja chociażby dałbym nieco więcej czasu wojskowym czy politycznym władzom federacji, albo zwiększyłbym znaczenie pisma wydawanego przez Gekko. Niemniej rozumiem dlaczego to zostało ograniczone, a większość czasu poświęca się Rentonowi i Eurece. Tylko przez co reszta musi zadowolić się mniejszą ilością czasu antenowego. I w tym miejscu nieco przesadzili, ale o tym w następnym dziale.

Bitew mechów nie ma zbyt wiele. KLFy przez większość odcinków służą raczej jako środki transportu, co mi nie przeszkadza. Niemniej gdy dochodzi do starć to są wyjątkowo widowiskowe. Głównie dzięki temu, że to generalnie bitwy powietrzne. Nie ma też tu jakiegoś rażącego beam spamu i nasi bohaterowie walczą generalnie w starciu, przez co wszystko ogląda się dużo ciekawiej.

Klimat ogółem miażdży, a wraz z bohaterami stanowi największą siłę tej serii. Charakterystyczna animacja, do tego krajobrazy i designy wszystkiego od ubrań, przez mechy aż po budynki...  Świat stworzony przez twórców Eureki również bardzo mi się podobał. Wszystko osadzone jest w tym specyficznym stylu przywołującym mi na myśl późne serie Tomino (gatunek ochrzczony przeze mnie mianem Folkpunka). Niemniej mam do scenarzystów żal, że tyle sił włożyli w rozwój Eureki i Rentona, a zapomnieli o bardziej rozbudowanym uniwersum.

Postacie
            Jest to jednocześnie najsilniejszy element serii i jednocześnie najsłabszy. Tym razem zacznę nieco od tyłu i pierw zajmę się antagonistami serii, ot pierw co mi się nie podoba, a potem już będę mógł tylko chwalić Eurekę.
           
Niestety przeciwnicy Gekko zostali przestawieni w fatalny sposób, a ich wątki  wołają o pomstę do nieba. Główny zły: Dewey Novak i przy okazji starszy brat dowódcy Gekko, jest niezwykle płaski i pozbawiony jakiegokolwiek charakteru, a czas antenowy jaki dostał pewnie zdołałby zająć maksymalnie z jeden odcinek całej serii. Zresztą jego motywacje można ograniczyć do stwierdzenia, że tatuś nie kochał go równie mocno jak młodszego brata…
           
Anamone i Dominica wziąłem z początku za spaczoną wersje Rentona i Eureki, ale niestety ich potencjał został w zasadzie całkowicie zaprzepaszczony. Mają niewiele czasu antenowego, aby się rozwinąć. Więcej czasu niż zły braciszek, ale to wciąż było zbyt mało, a wręcz w pewnym momencie znikają na dość długo, aby wyskoczyć niemalże z konkluzją ich wątku.
           
W zasadzie jedynymi „złymi”, którzy dostali sporo czasu było małżeństwo najemników, które ścigało Gekko na zlecenie armii. Pozwoliło im to na rozwinięcie się, dodanie im sporo niejednoznacyzności i wpłynięcie na naszych bohaterów. Zdecydowanie dużo ciekawsi niż wszyscy antagoniści razem wzięci.

            Od strony postaci pozytywnych za to, jest dużo, dużo lepiej. Choć i tu nie obyło się bez drobnych wpadek. Najgorsze dla mnie było to, że pod koniec serii Hilda i  Mattheiu po prostu zniknęli bez wyjaśnienia co się z nimi stało. Ale już kończmy narzekania i przejdźmy do nieco bardziej pozytywnego obrazu tej serii.
           
            Para głównych bohaterów jest zrobiona świetnie. Mimo, iż Eureka rozwija się według tradycyjnego schematu, to jest to poprowadzone w tak urokliwy i sympatyczny sposób, że schemat zamienia się w zaletę. Do tego jej rozwój jest ukazywany również przez fizyczne zmiany jakie przechodzi główna bohaterka. I tak jak już wspomniałem Eureka jest bardzo podobna do Tiffy z Gundam X.  Renton z kolei również zmienia się w trakcie serii, dorośleje i nabiera ogłady, ale też ma swoje wzloty i upadki. Bardzo dobrze poprowadzono z pozoru typowy wątkek opuszczenia przez niego Gekko i jego powrotu. Nie dość, że Renton uczy się wtedy najwięcej to na dodatek mamy najlepszą parę antagonistów w serii.  Renton to taki młodszy i mniej pewny siebie Garrod (nawet kolorystycznie ubierają się identycznie).

            Holland (o swojsko brzmiącym nazwisku Novak) i Talho jako dowódcy Gekko pełnią rolę „rodziców” dla Rentona i (nieco mniej) Eureki. I to oni zaraz po Rentonie i Eurece dostają dla siebie najwięcej czasu. Ich wątek śledziłem z ciekawością, bo była to miła odskocznia od ciągłego (choć sympatycznego) skupiania się na parze głównych bohaterów. Naprawdę nieco mnie zdenerwowało to, że nie dowiedzieliśmy się co się z nimi dokładnie stało po głównych wydarzeniach w serii, a to wielka szkoda.

            „Dzieci Eureki” są… trudne do ocenienia. Z początku ich niecierpiałem. Szczególnie najmłodszego, który dostał wyjątkowo irytującego Seyu. Na szczęście z czasem stali się mniej irytujący, aż w końcu nabrałem do nich czegoś na kształt sympatii.

            Reszta załogi Gekkostate nie ma wiele czasu i specjalnie ich nie poznajemy, ale suma summarum dostaliśmy grupę charakterystycznych i przy tym sympatycznych postaci, które choć wiele czasu antenowego nie mieli to jednak dość mocno zapadli mi w pamięć. W szczególności strzelec Gekko, który wyglądał jak ludzka wersja Turn A Gundama, „starszy brat” Rentona, który w sumie dostał z nich wszystkich najwięcej czasu i quasi rozwój, czy wspomniani już wyżej Hilda i Mattheiu.

Mechy
            Za wiele ich w tym anime nie było, co w sumie wcale mi nie przeszkadzało. KLFy były bardzo dobrze zaprojektowane, łącząc w sobie cechy Valkirii z Macrossa czy bardziej standardowych MSów rodem z Gundama. A na dodatek dołożyli im pewną nutkę tajemniczości, którą uosabiał pierwszy KLF: Nirvash, który podobnie jak jego piloci (Renton i Eureka) przechodził metamorfozę. W sumie Mechy z tego anime skojarzyły mi się z robotami z Brain Powerd.

Muzyka i animacja
            Muzyka jest bardzo dobra i parę ścieżek  znalazło sobie miejsce na moim odtwarzaczu MP3. Utwory doskonale wpisują się w to co widzimy na ekranie, a przy tym samej muzyki się bardzo dobrze słucha. Najlepszym dla mnie openingiem był trzeci, a niestety najsłabszym jego poprzednik, kompletnie ta piosenka do mnie nie trafiła.

Podsumowanie
Jak już pisałem w pierwszym akapicie, Euerka jest dla mnie takim bardziej epickim Gundam X z całym dobrodziejstwem inwentarza. To dobra i przyjemna w oglądaniu seria, jednak nie jest pozbawiona wad. Wiem, że dość mocno w tym tekście skupiłem się na bolączkach tej serii, ale są to drobnostki, wręcz nawpoły czepianie się szczegółów. Eureka 7 ma ten problem, że dość ciężko opisuje się jej kolosalne zalety i atmosferę jaka towarzyszy oglądaniu tego Anime.

Ocena
8 Tetsujinów

Brak komentarzy: