Heavy Metal L-Gaim
Rok
Produkcji: 1983
Liczba
odcinków: 54
Opening
Opening 2
Fabuła

Lawina
zaczyna się od małego kamienia, wielkie zmiany zaczynają się od z pozoru nic
nieznaczących zdarzeń. Tak właśnie myślę o L-Gaimie, kiedy patrzę na serię,
jako całość. Jest to opowieść o Dabie Myroad i
jego przyjacielu z dzieciństwa Kyao. Wraz z odziedziczonym
po ojcu przez Dabę Heavy Metalu L-Gaimie podróżują oni przez swoją planetę, aby
dołączyć do armii Poseidal. Zagwarantuje im to bardziej pewne i
dostatniejsze życie. Wszystko się komplikuje, gdy zaczynają być nękani przez
piratów. Daba z natury dobry i łagodny obiecuje jednemu z piratów, którego
śmiertelnie rani, że przekaże kartę z kredytami jego rodzinie. Ten z pozoru nic
nieznaczący gest powoduje ogromną
lawinę wydarzeń, która prowadzi do powstania przeciw Poseidal, a także tąpnięcia w samej armii rządowej.
lawinę wydarzeń, która prowadzi do powstania przeciw Poseidal, a także tąpnięcia w samej armii rządowej.
L-Gaim
jest kolejną serią Tomino z tych bardziej optymistycznych (w myśl zasady: raz
depresja, raz zabawa), choć nie aż tak jak dwa poprzednie utwory Happy Tomino
(Daitran 3 i Xabungle), które bardziej szły w samoświadome komedie. Także
L-Gaim z początku tak właśnie traktowałem. Wyszukiwałem kolejnych dowcipów ze
stereotypów anime z mechami, ale było ich niewiele, a z każdym odcinkiem coraz
mniej. Natomiast typowy dla Tomino dramatyzm wysuwał się coraz bardziej na
pierwszy plan. Chociaż ostatecznie L-Gaim nie osiągnął
depresyjnych stanów
znanych chociażby z Zety czy Victory i nie wyrżnął ¾ obsady. Historia ta nawet nie jest tym, o czym zawsze
Tomino pisze, czyli jak wojna jest zła i jak kiepskim pomysłem są dzieci na
niej. Tym razem mamy opowieść o poszukiwaniu miejsca przez młodych ludzi w
społeczeństwie i ich buncie wobec dorosłych. Jest to także historia o zemście.
L-Gaima ogląda się wyjątkowo dobrze, chociaż przez kilkanaście odcinków miałem
wrażenie, że fabuła stoi w miejscu, po czym w pewnym momencie mamy nagłe
przyspieszenie akcji. Generalnie nie jest to nowość, bo podobna sytuacja była w
Xabungle. Scenariusze poszczególnych epów są skonstruowane dosyć dobrze jedyne
nijako dziury stanowią przymusowe walki w postaci kolejnych rajdów różnych
„złoczyńców”. Również i to pojawia się później np. w Zecie. Prawdopodobnie było
to wymuszone przez samo Sunrise, bo później Tomino pokazał, że umie pisać
odcinki bez chociażby jednego wystrzału nawet przez większość serii.
Klimat L-Gaima jest niesamowity,
począwszy od wyważenia między zabawnymi sytuacjami a tymi poważniejszymi. Postacie,
o czym szerzej później, również grają w tym ogromną rolę. Całość jest zrobiona
w dość charakterystycznym stylu SF przypominając stylistyką Ideona, Zilliona
itp. I to bardzo do L-Gaima pasuje. Trudno mi nawet opisać odczucia, jeśli
chodzi o atmosferę. Jest to szczególnie widoczne pod koniec serii, kiedy to
L-Gaim naprawdę zaczął błyszczeć. Designy okrętów, strojów i oczywiście samych
Heavy Metali (jak to zabrzmiało ^^’) zostały stworzone we wspomnianym już
przeze mnie stylu i budowały oryginalną, choć znajomą stylistykę. Szczególnie
podobały mi się te niesamowite miasta no i sam styl ubierania się Poseidal Jako
całość seria sprawdza się całkiem nieźle - niezłe dialogi, bardzo, bardzo pasujący
mi klimat i scenografia. Jedyne, co może przeszkadzać to te paręnaście nieco
niepotrzebnych odcinków.
Postacie
Jeżeli miałbym się czegoś czepić to w zasadzie
głównego bohatera, który jest jak dla mnie zbyt krystaliczny i wspaniały. Jasne,
musi być wyjątkowy, aby coś zmienić w istniejącym status qvo, ale można by mu
dodać nieco więcej głębi. Co prawda w późniejszych odcinkach Tomino pododawał
mu bardziej samolubne pobudki działania, ale nie były dla mnie przekonujące i
oprócz rozpaczliwych prób uratowania Quwasan
Olibee, ciężko mi było znaleźć jakieś mniej szlachetne działania.

Amu, pierwsza z głównych kobiecych postaci, jest byłą aktorką, zmuszoną sytuacją życiową do pracowania dla bandy rozbójników. Po poznaniu Daby dołącza do jego ekipy. Amu jest w porządku. Co prawda jest hiper aktywna, hałaśliwa i zabójczo zazdrosna o Dabę (głównie względem Leccee), ale potrafi poświęcać się dla przyjaciół czy dla wyższej sprawy. Do tego w zasadzie jest najbardziej z kobiecego Dabowego Duetu najbardziej kobieca.
Lecee jest byłą członkinią Elite 13 (elitarnej jednostki Armii
Poseydallu), która pod wpływem Daby ( a jak że) zmienia strony konfliktu. Leccee jest typowym przedstawicielem kobiety walczącej, kogoś w stylu Emmy z Zety czy (nieco mniej) Marvel z Dunbine’a. W zasadzie ona rozwija się przez tą serie najbardziej i to właśnie ona stała się moją ulubioną postacią w tej serii. Szczególnie jak nieco zmienia swój imege jak tymczasowo opuszcza Dabę i spółkę. A potem wraca jako jedna z liderów armii rebeliantów. Leccee obok Daby jest najlepszym pilotem w armii rebeliantów.
Poseydallu), która pod wpływem Daby ( a jak że) zmienia strony konfliktu. Leccee jest typowym przedstawicielem kobiety walczącej, kogoś w stylu Emmy z Zety czy (nieco mniej) Marvel z Dunbine’a. W zasadzie ona rozwija się przez tą serie najbardziej i to właśnie ona stała się moją ulubioną postacią w tej serii. Szczególnie jak nieco zmienia swój imege jak tymczasowo opuszcza Dabę i spółkę. A potem wraca jako jedna z liderów armii rebeliantów. Leccee obok Daby jest najlepszym pilotem w armii rebeliantów.
Ostatnim rdzennym członkiem załogi Daby jest Lilith, która… wydała mi się mocno znajoma. Wygląda i ma taki sam głos jak Cham. Nad L-Gaimem pracował ten sam zespół co przy Dunbine i tak polubili tą zadziorną wróżkę, że przenieśli ją (warto zaznaczyć, że bez szkody dla fabuły L-Gaima) do nowej serii, gdzie pełni taką samą rolę jak na pokładzie Zeranny. Do tego jest pierwszą wróżką pilotującą Heavy Metala.


Najbardziej tajemniczymi i jednocześnie najbardziej wpływowymi postaciami w serii jest trio Full Flat, rządząca nieprzerwanie od 60 lat asteroidą – kolonią, jedynym niezależnym od Poseydall państwem. Sama Poseidal- tajemnicza, nieśmiertelna władczyni całej ludzkości (to jest układu czterech zamieszkałych planet). Do tego jeszcze bardziej tajemniczy handlarz bronią i bankier Amandara Kamandara, który kryje niejedną tajemnicę w tym kulisy powstania reżimu Poseidal.
Tomino
robił z postaciami drugoplanowymi to w czym jest najlepszy. Rozwijał je sobie w
tak zwanym tle ( i po stronie rządowej i po stronie powstańców), a w pewnym
momencie uśmiercał w dość casualowy sposób, zasadzając przez to małą
niepewność, czy to na pewno jedna z bardziej jego optymistycznych serii.
Postacie
summa summarum są bardzo udane. Co prawda zdarzają się mniej ciekawe postacie
drugoplanowe, które pojawiają się znikąd i zaraz znikają pozostawiając
niedomknięty wątek (jak córka przywódczyni grupy bandytów, która atakowała Dabę
w pierwszych epach), czy zbyt krystaliczny, zbyt idealny Daba. Niemniej, gdy
wspominam, Keoyu, Amu (nie mówiąc
już o Lecee), stwierdzam, że właśnie dla postaci i ich wzajemnych relacji warto
obejrzeć tę serię.
Heavy Metale
O ile bardzo mi przypadł do gustu pierwszy L-Gaim,
to reszta już nie za bardzo. Wszystko było
poprawne, zgodne ze stylistyką i konsekwentne, ale raczej bez wyrazu. Już ścigacze prezentowały się o niebo lepiej niż większość maszyn kroczących w serii. L-Gaim mark II, to w zasadzie wujek Zety Gundam - ma podobne atrybuty i również posiada zdolność do transformacji.
poprawne, zgodne ze stylistyką i konsekwentne, ale raczej bez wyrazu. Już ścigacze prezentowały się o niebo lepiej niż większość maszyn kroczących w serii. L-Gaim mark II, to w zasadzie wujek Zety Gundam - ma podobne atrybuty i również posiada zdolność do transformacji.
Bardzo
fajnym pomysłem były kable zasilające we wszelakich broniach palnych, które
Mech musiał podłączyć do siebie, by je zasilać (często ten fakt był
wykorzystywany w walkach w pierwszych odcinkach). Całkiem sympatyczny był motyw
konieczności umieszczania w L-Gaimach odpowiednio przygotowanych ściągaczy, bez
których roboty stawały się niezwykle toporne w sterowaniu (a w przypadku mark
II niemożliwe do uruchomienia)
Animacja i Muzyka
Animacja to klasyka Sunrise na lata 80te. Mniej
więcej podobny poziom jak Dunbine’a czy Ideona. Wielu błędów w grafice nie ma,
a w większości przypadków udanie kamufluje się wszelakie wielokrotnie
wykorzystywane klipy. Ba… nawet uruchamianie L-Gaima często wygląda na unikalne
(głównie w istotniejszych fabularnie epach). Mamy też małe skoki jakościowe w
bitwach (z dobrej na lepszą).
Muzycznie L-Gaim wypada wręcz
świetnie. Szczególnie spodobały mi się openingi w wykonaniu MIQ (znanej z
wcześniejszej Tominowej masakry: Dunbine). Reszta ścieżek doskonale wpasowuje
się w klimat i sytuację (brak wpadek takich jak w Ideonie).
Podsumowanie
L-Gaim
jest serią bardzo przyzwoitą. Dobrze się ją ogląda i lubi się zdecydowanie
większość postaci, a sama historia wciąga (szczególnie pod koniec serii). Do
tego fajne designy i świetna atmosfera. Wszystko z pod ręki może nie Happy, ale
na pewno zadowolonego Tomino.
Ocena
7 Tetsujinów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz