niedziela, 6 października 2013

Heavy Metal L-Gaim


Heavy Metal L-Gaim
Rok Produkcji: 1983
Liczba odcinków: 54

Opening

Opening 2

Fabuła
Tą recenzją robię mały przeskok, gdyż specjalnie póki co pomijam Aura Battler Dunbine, o którym dużo szerzej opowiem w grudniu 2013.

Lawina zaczyna się od małego kamienia, wielkie zmiany zaczynają się od z pozoru nic nieznaczących zdarzeń. Tak właśnie myślę o L-Gaimie, kiedy patrzę na serię, jako całość. Jest to opowieść o Dabie Myroad i jego przyjacielu z dzieciństwa Kyao. Wraz z odziedziczonym po ojcu przez Dabę Heavy Metalu L-Gaimie podróżują oni przez swoją planetę, aby dołączyć do armii Poseidal. Zagwarantuje im to bardziej pewne i dostatniejsze życie. Wszystko się komplikuje, gdy zaczynają być nękani przez piratów. Daba z natury dobry i łagodny obiecuje jednemu z piratów, którego śmiertelnie rani, że przekaże kartę z kredytami jego rodzinie. Ten z pozoru nic nieznaczący gest powoduje ogromną
lawinę wydarzeń, która prowadzi do powstania przeciw  Poseidal, a także tąpnięcia w samej armii rządowej.

L-Gaim jest kolejną serią Tomino z tych bardziej optymistycznych (w myśl zasady: raz depresja, raz zabawa), choć nie aż tak jak dwa poprzednie utwory Happy Tomino (Daitran 3 i Xabungle), które bardziej szły w samoświadome komedie. Także L-Gaim z początku tak właśnie traktowałem. Wyszukiwałem kolejnych dowcipów ze stereotypów anime z mechami, ale było ich niewiele, a z każdym odcinkiem coraz mniej. Natomiast typowy dla Tomino dramatyzm wysuwał się coraz bardziej na pierwszy plan. Chociaż ostatecznie L-Gaim nie osiągnął

depresyjnych stanów znanych chociażby z Zety czy Victory i nie wyrżnął ¾ obsady.  Historia ta nawet nie jest tym, o czym zawsze Tomino pisze, czyli jak wojna jest zła i jak kiepskim pomysłem są dzieci na niej. Tym razem mamy opowieść o poszukiwaniu miejsca przez młodych ludzi w społeczeństwie i ich buncie wobec dorosłych. Jest to także historia o zemście. L-Gaima ogląda się wyjątkowo dobrze, chociaż przez kilkanaście odcinków miałem wrażenie, że fabuła stoi w miejscu, po czym w pewnym momencie mamy nagłe przyspieszenie akcji. Generalnie nie jest to nowość, bo podobna sytuacja była w Xabungle. Scenariusze poszczególnych epów są skonstruowane dosyć dobrze jedyne nijako dziury stanowią przymusowe walki w postaci kolejnych rajdów różnych „złoczyńców”. Również i to pojawia się później np. w Zecie. Prawdopodobnie było to wymuszone przez samo Sunrise, bo później Tomino pokazał, że umie pisać odcinki bez chociażby jednego wystrzału nawet przez większość serii.



            Klimat L-Gaima jest niesamowity, począwszy od wyważenia między zabawnymi sytuacjami a tymi poważniejszymi. Postacie, o czym szerzej później, również grają w tym ogromną rolę. Całość jest zrobiona w dość charakterystycznym stylu SF przypominając stylistyką Ideona, Zilliona itp. I to bardzo do L-Gaima pasuje. Trudno mi nawet opisać odczucia, jeśli chodzi o atmosferę. Jest to szczególnie widoczne pod koniec serii, kiedy to L-Gaim naprawdę zaczął błyszczeć. Designy okrętów, strojów i oczywiście samych Heavy Metali (jak to zabrzmiało ^^’) zostały stworzone we wspomnianym już przeze mnie stylu i budowały oryginalną, choć znajomą stylistykę. Szczególnie podobały mi się te niesamowite miasta no i sam styl ubierania się Poseidal Jako całość seria sprawdza się całkiem nieźle - niezłe dialogi, bardzo, bardzo pasujący mi klimat i scenografia. Jedyne, co może przeszkadzać to te paręnaście nieco niepotrzebnych odcinków.

Postacie

  Jeżeli miałbym się czegoś czepić to w zasadzie głównego bohatera, który jest jak dla mnie zbyt krystaliczny i wspaniały. Jasne, musi być wyjątkowy, aby coś zmienić w istniejącym status qvo, ale można by mu dodać nieco więcej głębi. Co prawda w późniejszych odcinkach Tomino pododawał mu bardziej samolubne pobudki działania, ale nie były dla mnie przekonujące i oprócz rozpaczliwych prób uratowania Quwasan Olibee, ciężko mi było znaleźć jakieś mniej szlachetne działania.

            Z kolei Kyao jest dużo bardziej złożonym bohaterem niż jego ważniejszy przyjaciel. Suma summarum to dobry i szczery chłopak, ale mający wady. Parę razy dawał się skusić przeciwnikom szansą na ogromne bogactwo, czy wstąpienie do armii Poseidal (to wszystko w pierwszych kilkunastu odcinkach), ale zawsze reflektował się w odpowiednim momencie i ratował sytuację. Do tego był łasy na kobiece wdzięki i miał smykałkę do inżynierii. Gdy Daba i on zaczęli na poważnie walczyć z Poseidal, stał się głównym wsparciem technicznym dla armii rebeliantów.

       
     Amu, pierwsza z głównych kobiecych postaci, jest byłą aktorką, zmuszoną sytuacją życiową do pracowania dla bandy rozbójników. Po poznaniu Daby dołącza do jego ekipy. Amu jest w porządku. Co prawda jest hiper aktywna, hałaśliwa i zabójczo zazdrosna o Dabę (głównie względem Leccee), ale potrafi poświęcać się dla przyjaciół czy dla wyższej sprawy. Do tego w zasadzie jest najbardziej z kobiecego Dabowego Duetu najbardziej kobieca.

            Lecee jest byłą członkinią Elite 13 (elitarnej jednostki Armii
Poseydallu), która pod wpływem Daby ( a jak że) zmienia strony konfliktu. Leccee jest typowym przedstawicielem kobiety walczącej, kogoś w stylu Emmy z Zety czy (nieco mniej) Marvel z Dunbine’a. W zasadzie ona rozwija się przez tą serie najbardziej i to właśnie ona stała się moją ulubioną postacią w tej serii. Szczególnie jak nieco zmienia swój imege jak tymczasowo opuszcza Dabę i spółkę. A potem wraca jako jedna z liderów armii rebeliantów. Leccee obok Daby jest najlepszym pilotem w armii rebeliantów.

      
      Ostatnim rdzennym członkiem załogi Daby jest Lilith, która… wydała mi się mocno znajoma. Wygląda i ma taki sam głos jak Cham. Nad L-Gaimem pracował ten sam zespół co przy Dunbine i tak polubili tą zadziorną wróżkę, że przenieśli ją (warto zaznaczyć, że bez szkody dla fabuły L-Gaima) do nowej serii, gdzie pełni taką samą rolę jak na pokładzie Zeranny. Do tego jest pierwszą wróżką pilotującą Heavy Metala.

            Również postacią pierwszoplanową, choć będący samozwańczym rywalem Daby, jest Gablae. Gość mnie z początku mocno irytował - taki Char wannabe, ale i on przez serie powoli ewoluował. Rycerski do bólu, a przy tym niezwykle samolubny. Często zmienia protektorów w armii, aż trafia pod rozkazy Quassan Olibi, w której jak można się domyślić zakochuje się i to właśnie w walce o jej ocalenie Gablae łączy w pewnym momencie siły z Dabą.

            Po drugiej stronie barykady jest wręcz mnogość postaci. Część jest wielowymiarowych, jak Nei mo Han, której było mi w pewnym momencie bardzo szkoda. Wódz buntowników w armii był prawdziwym draniem i mocno kibicowałem jego śmierci.


Najbardziej tajemniczymi i jednocześnie najbardziej wpływowymi postaciami w serii jest trio Full Flat, rządząca nieprzerwanie od 60 lat asteroidą – kolonią, jedynym niezależnym od Poseydall państwem. Sama Poseidal- tajemnicza, nieśmiertelna władczyni całej ludzkości (to jest układu czterech zamieszkałych planet). Do tego jeszcze bardziej tajemniczy handlarz bronią i bankier Amandara Kamandara, który kryje niejedną tajemnicę w tym kulisy powstania reżimu Poseidal.

Tomino robił z postaciami drugoplanowymi to w czym jest najlepszy. Rozwijał je sobie w tak zwanym tle ( i po stronie rządowej i po stronie powstańców), a w pewnym momencie uśmiercał w dość casualowy sposób, zasadzając przez to małą niepewność, czy to na pewno jedna z bardziej jego optymistycznych serii.

Postacie summa summarum są bardzo udane. Co prawda zdarzają się mniej ciekawe postacie drugoplanowe, które pojawiają się znikąd i zaraz znikają pozostawiając niedomknięty wątek (jak córka przywódczyni grupy bandytów, która atakowała Dabę w pierwszych epach), czy zbyt krystaliczny, zbyt idealny Daba. Niemniej, gdy wspominam, Keoyu, Amu (nie mówiąc już o Lecee), stwierdzam, że właśnie dla postaci i ich wzajemnych relacji warto obejrzeć tę serię.  

             
Heavy Metale
            O ile bardzo mi przypadł do gustu pierwszy L-Gaim, to reszta już nie za bardzo. Wszystko było
poprawne, zgodne ze stylistyką i konsekwentne, ale raczej bez wyrazu. Już ścigacze prezentowały się o niebo lepiej niż większość maszyn kroczących w serii. L-Gaim mark II, to w zasadzie wujek Zety Gundam - ma podobne atrybuty i również posiada zdolność do transformacji.

Bardzo fajnym pomysłem były kable zasilające we wszelakich broniach palnych, które Mech musiał podłączyć do siebie, by je zasilać (często ten fakt był wykorzystywany w walkach w pierwszych odcinkach). Całkiem sympatyczny był motyw konieczności umieszczania w L-Gaimach odpowiednio przygotowanych ściągaczy, bez których roboty stawały się niezwykle toporne w sterowaniu (a w przypadku mark II niemożliwe do uruchomienia)

Animacja i Muzyka
            Animacja to klasyka Sunrise na lata 80te. Mniej więcej podobny poziom jak Dunbine’a czy Ideona. Wielu błędów w grafice nie ma, a w większości przypadków udanie kamufluje się wszelakie wielokrotnie wykorzystywane klipy. Ba… nawet uruchamianie L-Gaima często wygląda na unikalne (głównie w istotniejszych fabularnie epach). Mamy też małe skoki jakościowe w bitwach (z dobrej na lepszą).
           
            Muzycznie L-Gaim wypada wręcz świetnie. Szczególnie spodobały mi się openingi w wykonaniu MIQ (znanej z wcześniejszej Tominowej masakry: Dunbine). Reszta ścieżek doskonale wpasowuje się w klimat i sytuację (brak wpadek takich jak w Ideonie).

Podsumowanie
L-Gaim jest serią bardzo przyzwoitą. Dobrze się ją ogląda i lubi się zdecydowanie większość postaci, a sama historia wciąga (szczególnie pod koniec serii). Do tego fajne designy i świetna atmosfera. Wszystko z pod ręki może nie Happy, ale na pewno zadowolonego Tomino.





Ocena
7 Tetsujinów

Brak komentarzy: