Rok
Produkcji: 1993
Czas
trwania: ok. 120 minut
Uniwersum:
Kalendarz Uniwersalny
Trailer
Fabuła
Na Ziemi i w kosmosie od lat panuje pokój, spokój i
wszyscy mają się dobrze. Zeon oficjalnie dołączył do Federacji w setnym roku UC
i nowe Neo Zeony już się nie pojawiają. Jednak tajemniczy Crossbone Vanguard,
finansowany przez rodzinę Ronah, znienacka atakuje kolonię Frontier IV. Ich
wyższość technologiczna i element zaskoczenia zapewniają im bardzo łatwe
zwycięstwo. Kolonia zostaje przemianowana na Cosmo Babilonię i staje się
stolicą nowego arystokratycznego rządu. A w środku tego wszystkiego nasi
bohaterowie: grupa dzieciaków, statek szkoleniowy Federacji z najnowszym
Gundamem na pokładzie i grubiański pułkownik federacji.
F91 Gundam… Wkurzam się na samą myśl, że muszę go
analizować, bo to jedna z moich ulubionych Gundamowych produkcji. W dodatku
została tak potraktowana przez los (czyt. producentów), że serce mnie boli, jak
tylko o tym pomyślę… Niestety mamy tu do czynienia z filmem kinowym. Dlaczego
niestety? Ano dlatego, że historia Cosmo Babilonii była zaplanowana na 52 odcinki,
ale że ludzie z Sunrise albo nie mają dusz, albo stracili je w potwornym
wypadku, anulowali cały projekt po tym jak Tomino i jego zespół napisali
scenariusz do 13 odcinków. Kazano im zrobić z tego film pełnometrażowy.
Jestem
wciekły na taki obrót spraw, bo widać tutaj włożone serce i ciężką pracę. F91
pod względem postaci, animacji, projektów MSów, klimatu, a także samego pomysłu
stoi na najwyższym poziomie. Ba! Śmiem nawet twierdzić, że gdyby anime nie
zostało anulowane, to spokojnie strąciło by z piedestału Zetę i to właśnie tę
serię powszechnie uważano by za najlepszą.
Tak
się niestety nie stało, film ogląda się po prostu jak kompilację. Sporo tutaj
skrótów i dziwnie potraktowanych wątków oraz postaci (Annamarie, Zabine czy
dzieciaki ze Space Ark), sama fabuła po świetnym początku i spójnym prowadzeniu
wydarzeń w pewnym momencie zaczyna ostro skakać zarówno w czasie jak i w
przestrzeni. Raz, że przez to bardzo łatwo się w całej tej historii zgubić, a
dwa - lwia część wydarzeń dzieje się offscreen (chociażby wspomniana Annamarie,
która w pewnym momencie zmienia strony, niby można się domyślić dlaczego, ale
jest to naciągane i potraktowane po macoszemu). Odczucie oglądania filmu
kompilacyjnego jest jedyna wadą, bolesną,
wręcz smutną, która nijako grzebie ten film.
Na szczęście pozostałe elementy są
rozwiązane po mistrzowsku (czy na nieszczęście, bo gdyby reszta nie była tak
dobra, to bym tak nie rozpaczał nad niesprawiedliwością świata). Klimat
miażdży, szczególnie początek historii, gdy siły Crossbone atakują kolonię
Frontier IV. Nawet jak historia zaczyna się ciąć, to przynajmniej nie traci na
klimacie i zachowuje swoją bardzo wysoką formę. Na moment się co prawda
pogarsza (gdy do gry wchodzą „mordercze dyski”), ale na szczęście po chwili
wszystko wraca do najwyższej formy. Wszystko tutaj zostało dokładnie
przemyślane: mundury i sprzęt Crossbone’a, architektura kolonii, MSy federacji,
czy kombinezony. Wszystko wygląda świetnie i pasuje do opowiadanej historii.
Bitwy MSów, również są na najwyższym
poziomie i chyba deklasują wszystko to, co dostaliśmy do tej pory i wszystko,
co nastąpiło później. Na szczególną uwagę zasługuje pierwsza bitwa o Frontier
IV - ilość szczegółów, walące się domy, wszechobecna przypadkowa śmierć cywilów
(słynna chociażby kobieta, która ginie od łuski). Kolejne też nie są gorsze. Kosmiczne
bitwy również mają doskonałą atmosferę, świetnie oddano chociażby wnętrza
okrętów czy fakt, że te przestały być aż tak bezsilne wobec MSów jak to jest w
innych seriach. A finałowa bitwa pomiędzy F91 a Rafflesią także pozostawiła
mnie pod ogromnym wrażeniem.
Postacie
Bohaterowie
to kolejna sprawa w tej serii, która budzi mój smutek i rozgoryczenie. Tak
bardzo chciałbym poznać te postacie lepiej. Ciągle czułem, że na to zasługują,
na każdym niemal kroku widać, że mieli być czymś więcej niż tylko tłem.
Chociażby wcześniej wspomniane dzieciaki ze Space Ark, naprawdę chciałbym je
poznać. Naprawdę. O ile słynna trójka z MSG, była bo być musiała, a dwójka z
Zety była tak kompletnie oderwana od wszystkiego, to tutaj mieliśmy prawdziwie
silną grupę i można było z nimi zrobić wiele.
Najbardziej z tej całej gromadki
ucierpiała siostra Seabooka, której bardzo mi brakowało w mangowym Sequelu. Jak
na postać z niewielką rolą, była dobrze zarysowana. Szkoda, że nie poznaliśmy
dalszych jej losów.
To samo się tyczy załogi Space Ark, pani kapitan, sternika,
mechaników czy pielęgniarki Mimi, która ma z trzy kwestie. To się po prostu
rzuca w oczy, że są to postacie stworzone do serialu, a nie do filmu. Bo mimo
iż nie mają większej roli, to sporo można o nich powiedzieć tylko na podstawie
ich zachowania, czy tych kilku kwestii.
Za
to główni bohaterowie udali im się koncertowo. Seabook jest najlepszym głównym
bohaterem chyba ze wszystkich serii Gundam, może pod względem sympatyczności
wyprzedza go Loran. Główną siłą Seabooka jest prosty fakt, że jest w pełni
normalny. Nie ma jakieś traumy, nie jest wyrzutkiem czy samotnikiem, nie ma
patologicznych relacji w rodzinie, ot w zasadzie normalny 17/18 latek. Do tego
dynamika jego rozwoju jest wręcz arcydobra. To ciekawa, niezwykle sympatyczna
postać, której losy śledziłem z prawdziwym napięciem (nawet podczas drugiego i
trzeciego seansu), jego relacje z pozostałymi bohaterami (szczególnie z siostrą,
no i rzecz jasna z Cecily) są kolejnymi powodami dla których szlak mnie trafia
z powodu anulowania anime. Całe szczęście dalsze jego losy możemy śledzić na
kartach komiksu Crossbone Gundam, gdzie jego zajebistość jest jeszcze większa.
O ile to w ogóle możliwe…
Nierzadko
słyszę opinię, że Gundam nie ma prawdziwej głównej bohaterki i choć postacie
kobiece zazwyczaj są silne i bardzo dobrze zarysowane, to jednak są to nadal
postacie drugiego planu. Oczywiście jak zawsze mamy wyjątki. I tym chlubnym
wyjątkiem jest F91 Gundam. Cecily jest postacią równie istotną jak Seabook, a
momentami trzeba stwierdzić, że jest ważniejsza niż teoretyczny główny bohater
filmu. Cecily rozwija się przez całą opowieść najbardziej. Z nieco naiwnej i
dającej się manipulować młodej dziewczyny powoli zmienia się w tę
charyzmatyczną, silną i twardo stąpającą po ziemi przywódczynię zreformowanego
Crossbone Vangaurd. Jej największą zaletą jest przede wszystkim ta sama
naturalność i, mimo całej tej otoczki wokół niej, normalność, które
charakteryzują też Seabooka.
Warto
wspomnieć też o gburowatym pułkowniku federacji, o znajomym imieniu Cosmo. Ciekawe
czy to jakieś nawiązanie do Ideona…
Siły
Crossbone’a dostały resztę rodziny Ronah. Patriarcha Meitzer Ronah przypomina
nieco swój odpowiednik z czasów wojny jednorocznej, ale w przeciwieństwie do niego
Meitzera bardzo łatwo polubić. Nie jest jakimś krwawym dyktatorem, a swoje
ambicje i poglądy chce realizować z jak najmniejszym użyciem siły. Jego los
pozostaje niestety nieznany.
Carozzo Ronah to Char tej serii i niestety
najsłabsza postać, czuje że dopisano go, albo mocno pozmieniano jego działania
i charakter, po decyzji anulowania serii. Zaczyna nieźle, ale potem staje się
typowym świrem w masce, bez głębszych przyczyn swoich działań. Niestety, to on
zapoczątkował tradycję kiepskich charowych klonów. Jest jeszcze młodszy brat Cecily, który chyba
był wzorem dla postaci Angelo z Unicorna, ale jest to postać jedynie
przewijająca się w tle. Warto wspomnieć też o Zabine - asie Crossbone’a, który
był jedną z istotniejszych postaci w Crossbone Gundam, a w filmie niestety jedynie
zaznaczył swoją obecność. Szkoda, bo z opowieści Seabooka w CG wynikało, że był
on osobą nietuzinkową.
Oto przybrany ojciec Cecily, Włodzimierz Iljicz Lenin |
Mechy
Stałem się wielkim fanem designów z F91. Począwszy
od tytułowego Gundama, który prezentuje się genialnie. Przypomina opływowy
sportowy samochód, a jego świetny wygląd dopełnia wyposażenie. Był
zaprojektowany jako mały, szybki i zwrotny MS i tak właśnie wygląda. MSy Fedków
w zasadzie są nudne, stare dobre Jegany i ich pomniejszone wersje. Za to MSy
Crossbone’a mają designy kapitalne wręcz. Skończyły się w końcu kolejne
wariacje na temat Zaku, które były wałkowane od 0079 do Kontrataku Chara. Mają
ten specyficzny, nawiązujący do pruskiej
arystokracji design, który charakteryzuje całą tę frakcję. Jedyne do
czego można się przyczepić to trudne do zapamiętania nazwy MSów.
Animacja i Muzyka
F91
to najładniejszy Gundam jaki mogliśmy i w zasadzie możemy oglądać po dziś
dzień. Jedynie Unicorn wygląda lepiej. Kolory są żywe i… cóż, kolorowe. Seria
nie jest tak ponura, osnuta w zasadzie jedynie ciemnymi kolorami lub jasnymi
wyglądającymi jak ciemne. Wszystko jest tutaj w odpowiednich proporcjach.
Doskonale oddaje to fakt, że mamy do czynienia z filmem opowiadającym o
przyszłości UC. Animacja jest niezwykle szczegółowa, MSy prezentują się po
prostu świetnie, wygląd kolonii, czy animacja postaci wywołuje zachwyt.
Muzyka to w sumie dosyć mieszana
sprawa, z którą mam kłopot. Czy uznać ją za równie dobrą, co resztę, czy jednak
nie? Z jednej strony świetne ścieżki takie jak Entrnal Wind czy Mizu no Hoshi
he ai wo Komete, z drugiej sporo utworów wydaje się bliźniaczo podobna to
kompozycji z Imperium Kontratakuje. Pasują one do przestawionej historii i
również dodatnio wpływają na klimat, jednak wolałbym OST mniej kojarzący się z
innym tytułem. Możliwe, że i muzyka ucierpiała na anulowaniu projektu
pełnoprawnej serii telewizyjnej.
Podsumowanie
Ciężko
mi ocenić F91, wręcz wyjątkowo ciężko. Poprzedni raz dałem tej serii 8/10 i w
sumie teraz również przyznam filmowi tak wysoką ocenę, głównie za potencjał,
wykonanie i ogromnego serca jakie włożono w cały ten, niestety, nie udany
projekt. No i fakt, że wszystkie wady tej produkcji nie są bezpośrednią winą
scenariusza/reżysera i animacji, a bezduszną i całkowicie przeze mnie
niezrozumiałą decyzją producentów.
F91 miał za zadanie odświeżyć UC i w zasadzie
mu się to udało. Dostaliśmy nową frakcję, która choć Zeon przypomina Zeonem nie
jest, odświeżone designy MSów i rewelacyjnych bohaterów. Niestety na renesans
UC musiało czekać pośrednio 9 lat, a bezpośrednio aż 20…
Ocena
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz