Mobile Suit Gundam Unicorn
Rok Produkcji: 2010 – 2012
Liczba odcinków: 7 (wyszło pięć)
Czas Trwania: około 60minut
Na początku parę informacji: Zostało ogłoszone, że seria nie będzie mieć 6 odcinków jak z początku było planowane, ale siedem! No i szósty ma być znacznie dłuższy, niestety na premierę poczekamy aż rok. Najprawdopodobniej jest to spowodowane tym, że zespół stwierdził, że nie da rady zamknąć fabuły w 6 epizodów i zaczął wszystko od początku i stąd takie długie opóźnienie, ale czy czas pomiędzy tymi epami będzie mi się dłużyć? Odpowiedź brzmi nie, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Bez ceregieli: To najlep…nie… to jak dotychczas mój ulubiony odcinek Unocorna do tej pory, wręcz spełnienie moich marzeń, wszystko potoczyło się wręcz wspaniale… Historia została opowiedziana, wręcz doskonale, przy akompaniamencie doskonałej oprawy audiowizualnej, ba nawet nie wiem od czego tu zacząć, mimo, że jak zwykle przed opisaniem kolejnego odcinka się z tym „problemem” przespałem. Dalej jestem pod ogromnym wrażeniem tego epizodu. Najlepiej zacząć, od tego co Gundamowi zazwyczaj wychodzi najlepiej: Postacie, wszyscy odegrali świetną rolę, ci których darzyłem sympatią lubię jeszcze bardziej, a tych co nie lubiłem, nie lubię tym bardziej. Za wyjątkiem Brighta, który o dziwo zachował się niezwykle szlachetnie, może dlatego, że czuł sentyment do kolejnego dzieciaka w Gundamie i kuły go wyrzuty sumienia, że za stworzenie Tytanów Light sprzedał szansę kolonistów na pokojową emancypację w łonie Federacji Ziemskiej? Kto go tam wie, niemniej zdobył u mnie sporo punktów. Mineva była niesamowita w tym odcinku, wciąż pełna dumy i za żadne skarby nie zrobi nic, co byłoby sprzeczne z jej wartościami i nie dała się przekabacić na stronę zeźlonej Fundacji Vist. (prowadzonej przez najgorsze kreatury od czasów Jamitova z Zety), niemniej pojawiło się małe ale, bo gdy Martha Vist odpowiedziała, że Marida została stworzona przez Neo Zeon po tym jak Mineva w zamian za pomoc w przekabaceniu Linka na stronę fundacji, zażądała jej zwrócenia (trochę przedmiotowo, ją potraktowała xD), to mogła odpowiedzieć, że to nie Neo Zeon, ale to Glemy był odpowiedzialny za jej stworzenie, który było nie było walczył z oficjalną władzą odtworzonego księstwa. Niemniej była to niewielka wpadka scenarzystów, później było jeszcze lepiej, szczególnie odrzucenie propozycji Riddhe’a i ponowne spotkanie z Barnagherem. Sam Links sprawdził się w tym odcinku doskonale, wiedział komu zaufać, a kogo ignorować, co raz bardziej przypomina mi Lorana, gdy robi wszystko aby nie tylko przywrócić Maridzie pamięć, kapitalna scena, gdy za wszelką cenę chce powstrzymać transformacje Unicorna, ale i stara się podczas walki nie zabijać wrogich pilotów. W ostatnich scenach był jeszcze lepszy, no i otrzymał pomoc z najmniej spodziewanego źródła. Marida ma ciężko w tym odcinku, oj bardzo ciężko, ma wyprany mózg, znów nazywa się Puru 12 i walczy dla Fundacji Vist, na szczęście motyw jej amnezji został zakończony w tym odcinku i dzięki staraniom Linksa wróciła jej pamięć, bardzo mi się podobało, że to koniec końców Zinnerman przemówił jej do rozsądku, dodatkowo dowiadujemy się skąd wzięło się nowe imię Maridy (znaczy Marida xD). Co do najmniej lubianej przeze mnie postaci: Riddhe’a, który coraz bardziej zagłębia się w odmętach obłędu, szczególnie po tym jak Mineva dała mu kosza (i bardzo dobrze!), no i fakt, żę skopał go Gundam, też miało jakieś tam znaczenie. Generalnie coraz bardziej to on jest rozpieszczonym dupkowatym gnojkiem, który dostaje szajby po tym jak coś nie idzie według jego planu… Zinnerman, choć krótko spisał się na medal heroicznie ratując nie tylko Minevę, ale i Maridę (do spóły z Linksem i…. Brightem). Załoganci jego okrętu choć występ mieli mały, to jednak bardzo znaczący, podobnie jak Lado Bellowa wersja Black Tri Stars. Ludzie z Fundacji okazali się jeszcze bardziej zwyrodniali niż w poprzednich odcinkach. No i co dziwne po raz pierwszy ucieszyłem się na widok Full Frontalna i Angelo w ostatniej scenie.
Oprócz oczywiście doskonałej historii otrzymaliśmy również to co fani UC lubią najbardziej, a więc zachowywanie konsekwencji wewnątrz uniwersum i nawiązania do poprzednich serii, tym razem otrzymaliśmy cameo jednego z bohaterów wojny jednorocznej Kaia (pilota GunCannon) i kochanki Amuro z Zety o trudnym do wymówienia imieniu Beltorchika i jeden z okrętów Fedków nazywa się General Revil, no i podciągnąć można wypowiedź Minevy, która wpomina grzechy ojca i dziadka (swoją drogą jakie grzechy ojca? Ja sobie żadnych nie przypominam).
Fabularnie jak już pisałem, historia w tym odcinku bardzo mi podeszła, wszystko szło tak jakbym chciał w swoich najbardziej optymistycznych planach (pewnie posypie się to jak domek z kart, przy okazji następnych odcinków).Unicorn skupia się przede wszystkim na poszczególnych postaciach, ale nie zapominając od tle politycznym. Pamiętam jak przy okazji poprzedniej opinii napisałem, że życzyłbym sobie frakcji Minevy, ale było to mało prawdopodobne… no właśnie było, bo wiele wskazuje na to, że taka frakcja powstanie, co mnie bardzo cieszy.
A teraz strona audiowizualna. Muzyka jest fenomenalna, już poprzednich odcinkach była świetna, ale tutaj wydaje mi się jeszcze lepsza (pewnie z powodu ogólnego odbioru odcinka). Strona wizualna, też jest bez zarzutu choć miałem wrażenie w kilku momentach, że jest spadek jej jakości (o transformacji do trybu Destroy przez Bashee nie wspominając).
Generalnie jestem bardzo usatysfakcjonowany zakończeniem odcinka, a fakt, że taki pozytywny obraz został wykreowany, to średnio chcę zobaczyć jego rozpad, który pewnie nastąpi w kolejnych epizodach. Fanów walk mechów, ten odcinek może nieco zawieść było ich mniej niż poprzednich epizodach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz