Transformers: Revenge of the Fallen
Rok Produkcji: 2009
Czas Trwania:
150min
Trailer
Fabuła
Masz
zły dzień? Wezwij Bay’a, dobije cię! Tak jest, wydawało się, że "dwójka"
będzie dużo lepsza od pierwszej części, Bay wziął pod uwagę słowa fanów, powiedział
że Transformerów będzie więcej i będą miały więcej dialogów itd. itp. Film miał
naprawić błędy "jedynki" …i co? I nic. Film jest jeszcze gorszy. To
kpina z fanów i ze zwykłych widzów. Fabuła w zasadzie jest taka sama jak w części
pierwszej: roboty coś tam robią, a główna akcja skupia się na Samie, który tym
razem idzie na studia… I tutaj niesławni rodzice dają popis z nieśmiesznymi
żartami z udziałem ciastek z marihuany. Teoretyczny główny wątek opowiada o
niejakim Fallenie, jednym ze starożytnych Prime’ów, który złamał zasadę
zakazującą zbiór energonu ze słońc zamieszkałych układów słonecznych. Teraz
wraca aby się zemścić i wyssać nasze Słońce, a za swoich sługusów ma
Decepticony ze swoim „uczniem” Megatronem na czele (którego wskrzesili na początku
filmu). Są w tym filmie dobre sceny. Chociażby walka w lesie zapada w pamięć,
potyczka w Szanghaju (może dlatego, że były tam Tefy na pierwszym planie…),
bitwa w Egipcie już mniej, bo robotów tam jak na lekarstwo. Dialogów mechaniczni
bohaterowie mają nieco więcej, ale gdy oglądałem te rozmowy Megatrona ze Starem
miałem wrażenie jakby Bay po prostu wyciął jakieś dialogi z kreskówki i wrzucił
do filmu na odczepnego. A nuż na fanów wystarczy, nie? Całość przedstawia
mizerny, tępawy poziom z humorem kloacznym, co chwila jakieś żarty na temat przyrodzenia
i ludzkiej strefy intymnej (blach). Teoretycznie Transformerów w tym obrazie
jest więcej, ale patrząc na długość filmu, to w sumie procentowo mają tyle samo
czasu, co w poprzedniej produkcji Bay’a. Naprawdę, ja nie mam tu nic do
napisania. NIC w tym filmie nie zostało zrobione dobrze (oprócz walk w mieście
i w lesie), postacie są fatalne, akcja jest kiepska (walki robotów na pustyni
to trzeci plan, na pierwszym są dzielni amerykańscy żołnierze). Klimatu też tu
jak na lekarstwo, wszelkie (choć było ich mało) sposobności nie zostały
wykorzystane… ROTF to obraza dla wszystkich filmów typu "popcorn movie"
i tym bardziej dla całej kinematografii.
Postacie
Postacie są
tragiczne. Nawet Simmons sytuacji nie ratuje, a wręcz dodaje swoje trzy gorsze
do pogarszania jakości filmu (słynny "tyłek Simmonsa"). Reszta ludzi
jest albo równie albo jeszcze bardziej irytująca i działająca na nerwy. Wspomniani
rodzice Sama przechodzą samych siebie i w tym momencie mnie najbardziej kusiło,
aby przerwać ponowny seans i dać sobie spokój… Lennox po prostu jest, Sam
wkurza coraz bardziej (kretyńska scena z „niebem” Autobotów), postać Mikaeli
tylko smyra tyłkiem kamerę…
Z Transformerami
jest nieznacznie lepiej niż w pierwszej części, bo przynajmniej mają nieco
więcej do powiedzenia, chociaż Megatron został spartolony koncertowo. Nie lubię
tej postaci, uważam Megsa w każdej serii za postać co najwyżej przeciętną i
nudną, ale w ROTF jakakolwiek (nawet nie zasłużona) reputacja Megsa jest poniewierana.
Z dumnego wodza Decepticonów staje się jedynie jednym ze sługusów Fallena
(który zresztą wygląda jak tania podróbka artu H.R. Gigera) i prócz jedynej
sceny w lesie, gdzie coś właściwie zrobił,
przez resztę filmu był jedynie potakiwaczem Fallena. Sam Upadły, też nie
jest ciekawy, taki niby kozak, co go może tylko Prime łupnąć zostaje pokonany w
najbardziej zawodzącym zwieńczeniu filmu w historii. Klimatyczny był Soundwave,
który cały czas przebywał na orbicie, reszta Decepticonów to tylko statyści
mający umrzeć w widowiskowy sposób. Z Autobotami nie jest lepiej. Bee znów
traci nie wiadomo dlaczego głos, Ratchet i Ionhide mają jeszcze mniej czasu
antenowego niż w "jedynce", a znienawidzony przez fanów Deceptów Sideswipe
poza jedną linijką tekstu i zabiciem klona Barricade’a (za to go nienawidzą, co
mnie do głębi bawi) nie wniósł ze sobą nic. Jolt i Jedna w trzech Transformerach
Arcee (insert your own "Christian" joke here), to tylko statyści. Najpierw
Decepticon, a później Bot Wheelie zaprezentował się zaskakująco dobrze i jest
dużo sympatyczniejszy niż oryginał z G1 (ale to trudne nie było), niestety
musiał się zdyskredytować kopulacją z nogą Megan Fox… Optimus nauczył się
walczyć (z resztą inne Boty też) i pokazał się ze wspaniałej strony w słynnej
już walce w lesie, no i finałowym starciu z Megsem i Fallenem (sama ona ciekawa
nie była, ale miło było popatrzeć na Opika w akcji). Jest jeszcze były
Decepticon Jetfire i o ile mogła być to postać bazująca na Kupie (TFie z G1, a
nie produktem układu pokarmowego), to jednak był jedynie plot device’em i
platformą dla pierdzących żartów… No i są główni posiadacze dialogów po stronie
Botów - bliźniaki Skids i Mudflap… rasistowskie stereotypy na temat afro
amerykanów i Latynosów. Wkurzający, irytujący, ich żałosność jest wręcz nie do
opisania.
Muzyka i Efekty
specjalne
Tak samo jak w
pierwszym filmie, tyle że efekty są lepsze i Transformery można odróżnić
podczas ich pojedynku. Bo akurat efekty nie zostały spartolone w tym obrazie
(wyjątkowo). Muzyka podobnie, tym co lubią takie nuty się spodoba, nic godnego zapamiętania. Wciąż brak theme songa
Transformers.
Podsumowanie
Bardzo fajnie
film ocenił Movie Bob (parę tekstów zapożyczyłem od niego). Cytując Boba (luźny
cytat): ”To jakby Bay wykopał szczątki mojego psa, pokrył je gównem, namalował
płomienie i pokazywał ludziom za pieniądze”. Tym jest dla mnie ROTF - obrazą
dla inteligencji każdego, kto go obejrzy. Brak nawet prostego scenariusza i
denny humor na poziomie 2-latków itd. itp.
Ocena
1,5 Tetsujina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz