wtorek, 6 marca 2012

Transformers: Revenge of the Fallen




Transformers: Revenge of the Fallen
Rok Produkcji: 2009
Czas Trwania: 150min
 
Trailer





Fabuła
            Masz zły dzień? Wezwij Bay’a, dobije cię! Tak jest, wydawało się, że "dwójka" będzie dużo lepsza od pierwszej części, Bay wziął pod uwagę słowa fanów, powiedział że Transformerów będzie więcej i będą miały więcej dialogów itd. itp. Film miał naprawić błędy "jedynki" …i co? I nic. Film jest jeszcze gorszy. To kpina z fanów i ze zwykłych widzów. Fabuła w zasadzie jest taka sama jak w części pierwszej: roboty coś tam robią, a główna akcja skupia się na Samie, który tym razem idzie na studia… I tutaj niesławni rodzice dają popis z nieśmiesznymi żartami z udziałem ciastek z marihuany. Teoretyczny główny wątek opowiada o niejakim Fallenie, jednym ze starożytnych Prime’ów, który złamał zasadę zakazującą zbiór energonu ze słońc zamieszkałych układów słonecznych. Teraz wraca aby się zemścić i wyssać nasze Słońce, a za swoich sługusów ma Decepticony ze swoim „uczniem” Megatronem na czele (którego wskrzesili na początku filmu). Są w tym filmie dobre sceny. Chociażby walka w lesie zapada w pamięć, potyczka w Szanghaju (może dlatego, że były tam Tefy na pierwszym planie…), bitwa w Egipcie już mniej, bo robotów tam jak na lekarstwo. Dialogów mechaniczni bohaterowie mają nieco więcej, ale gdy oglądałem te rozmowy Megatrona ze Starem miałem wrażenie jakby Bay po prostu wyciął jakieś dialogi z kreskówki i wrzucił do filmu na odczepnego. A nuż na fanów wystarczy, nie? Całość przedstawia mizerny, tępawy poziom z humorem kloacznym, co chwila jakieś żarty na temat przyrodzenia i ludzkiej strefy intymnej (blach). Teoretycznie Transformerów w tym obrazie jest więcej, ale patrząc na długość filmu, to w sumie procentowo mają tyle samo czasu, co w poprzedniej produkcji Bay’a. Naprawdę, ja nie mam tu nic do napisania. NIC w tym filmie nie zostało zrobione dobrze (oprócz walk w mieście i w lesie), postacie są fatalne, akcja jest kiepska (walki robotów na pustyni to trzeci plan, na pierwszym są dzielni amerykańscy żołnierze). Klimatu też tu jak na lekarstwo, wszelkie (choć było ich mało) sposobności nie zostały wykorzystane… ROTF to obraza dla wszystkich filmów typu "popcorn movie" i tym bardziej dla całej kinematografii.  

Postacie
Postacie są tragiczne. Nawet Simmons sytuacji nie ratuje, a wręcz dodaje swoje trzy gorsze do pogarszania jakości filmu (słynny "tyłek Simmonsa"). Reszta ludzi jest albo równie albo jeszcze bardziej irytująca i działająca na nerwy. Wspomniani rodzice Sama przechodzą samych siebie i w tym momencie mnie najbardziej kusiło, aby przerwać ponowny seans i dać sobie spokój… Lennox po prostu jest, Sam wkurza coraz bardziej (kretyńska scena z „niebem” Autobotów), postać Mikaeli tylko smyra tyłkiem kamerę…
Z Transformerami jest nieznacznie lepiej niż w pierwszej części, bo przynajmniej mają nieco więcej do powiedzenia, chociaż Megatron został spartolony koncertowo. Nie lubię tej postaci, uważam Megsa w każdej serii za postać co najwyżej przeciętną i nudną, ale w ROTF jakakolwiek (nawet nie zasłużona) reputacja Megsa jest poniewierana. Z dumnego wodza Decepticonów staje się jedynie jednym ze sługusów Fallena (który zresztą wygląda jak tania podróbka artu H.R. Gigera) i prócz jedynej sceny w lesie, gdzie coś właściwie zrobił,  przez resztę filmu był jedynie potakiwaczem Fallena. Sam Upadły, też nie jest ciekawy, taki niby kozak, co go może tylko Prime łupnąć zostaje pokonany w najbardziej zawodzącym zwieńczeniu filmu w historii. Klimatyczny był Soundwave, który cały czas przebywał na orbicie, reszta Decepticonów to tylko statyści mający umrzeć w widowiskowy sposób. Z Autobotami nie jest lepiej. Bee znów traci nie wiadomo dlaczego głos, Ratchet i Ionhide mają jeszcze mniej czasu antenowego niż w "jedynce", a znienawidzony przez fanów Deceptów Sideswipe poza jedną linijką tekstu i zabiciem klona Barricade’a (za to go nienawidzą, co mnie do głębi bawi) nie wniósł ze sobą nic. Jolt i Jedna w trzech Transformerach Arcee (insert your own "Christian" joke here), to tylko statyści. Najpierw Decepticon, a później Bot Wheelie zaprezentował się zaskakująco dobrze i jest dużo sympatyczniejszy niż oryginał z G1 (ale to trudne nie było), niestety musiał się zdyskredytować kopulacją z nogą Megan Fox… Optimus nauczył się walczyć (z resztą inne Boty też) i pokazał się ze wspaniałej strony w słynnej już walce w lesie, no i finałowym starciu z Megsem i Fallenem (sama ona ciekawa nie była, ale miło było popatrzeć na Opika w akcji). Jest jeszcze były Decepticon Jetfire i o ile mogła być to postać bazująca na Kupie (TFie z G1, a nie produktem układu pokarmowego), to jednak był jedynie plot device’em i platformą dla pierdzących żartów… No i są główni posiadacze dialogów po stronie Botów - bliźniaki Skids i Mudflap… rasistowskie stereotypy na temat afro amerykanów i Latynosów. Wkurzający, irytujący, ich żałosność jest wręcz nie do opisania.

Muzyka i Efekty specjalne
Tak samo jak w pierwszym filmie, tyle że efekty są lepsze i Transformery można odróżnić podczas ich pojedynku. Bo akurat efekty nie zostały spartolone w tym obrazie (wyjątkowo). Muzyka podobnie, tym co lubią takie nuty się spodoba, nic godnego  zapamiętania. Wciąż brak theme songa Transformers.

Podsumowanie
Bardzo fajnie film ocenił Movie Bob (parę tekstów zapożyczyłem od niego). Cytując Boba (luźny cytat): ”To jakby Bay wykopał szczątki mojego psa, pokrył je gównem, namalował płomienie i pokazywał ludziom za pieniądze”. Tym jest dla mnie ROTF - obrazą dla inteligencji każdego, kto go obejrzy. Brak nawet prostego scenariusza i denny humor na poziomie 2-latków itd. itp.

Ocena
1,5 Tetsujina

Brak komentarzy: