Mobile Suit Gundam 00 - Awakening of the Trailblazer
Rok Produkcji: 2010
Czas Trwania: 120 minut
Uniwersum: Anno Domini
Trailer
Fabuła
Film jest słaby i to bardzo. Była to pierwsza od bardzo dawna produkcja Gundamowa, którą chciałem wyłączyć w trakcie oglądania (generalnie w ostatnich minutach seansu). A wszystko zaczęło się wcale nieźle…
Film zaczyna się od filmu w filmie, w którym pełno frazesów, beamspamu na pół, lub cały ekran i jeszcze większych wybuchów. Z początku myślałem, że to dzieje się „naprawdę”, jednakże po ubiciu złego gościa w złotym mechu dowiadujemy się, że jest to film oparty o wydarzenia z 2 sezonu. Pomyślałem, że jest to doskonała autoironia i dalej film pokaże się z dobrej strony, niezgorszą fabułą, ciekawymi postaciami jeśli nie pierwszo (jakoś 00 do pilotów Gundamów szczególnie szczęścia nie miał) to drugoplanowymi, no i rzecz jasna widowiskowymi i trzymającymi w napięciu potyczkami. Niestety film nie oferuje nam nic. Fabuła niby jest - pojawiają się tajemniczy obcy z Jowisza, którzy zmierzają w stronę Ziemi i tak naprawdę niewiadomo czego do końca chcą. Natomiast oś fabuły to próba porozumienia się z nimi, lub zniszczenia, gdyż obcy asymiluje wszystko na swej drodze zamieniając wszystko w coś na kształt zmiennokształtnego metalu. Pomysł oryginalny? Gdyż kosmici po raz pierwszy zawitali w Gundamie? Niekoniecznie - podobne istoty(a raczej istota) pojawiła się w G Gundamie: Devil Gundam, a jej komórki miały bardzo zbliżone właściwości. To, że wykorzystuje się stary pomysł, zmienia mu się nazwę i pochodzenie nie oznacza, że mamy do czynienia z czymś nowym! Dochodzi do tego skrajnie niepotrzebny i na siłę wepchnięty wątek inspekcji jakieś kolonii, który trwa z 15 minut i nie ma kompletnie żadnego odbicia na wątku głównym, a został umieszczony tylko po to, żeby móc wprowadzić Marinę. Ogólnie film można podzielić na dwie części: pierwszą połowę w miarę strawną i drugą już całkowicie niestrawną. Pierwsza połowa to przedstawienie sytuacji i powolne budowanie klimatu typowego dla filmów opowiadającymi o inwazji obcych, czy o kamyczkach spadających na ziemie. Druga część to kulminacja, czyli bitwy, dywagacje i próby rozwiązania problemu. Ta część to kpina. Wszystkie bitwy są na jedno kopyto, bohaterowie zanim strzelą, albo podczas strzelania, wykonują dziesiątki piruetów, potem znajdują się w opałach i ratuje(ą) ich niespodziewany(ni) sojusznicy(sojusznik). Podobnie jest w finale, tylko w dużo większej skali i w gorszym guście. W finale ELSy zaczynają przyjmować kształty Msów i okrętów, a co za tym idzie nie łapiemy kto jest kim i tak naprawdę nie obchodzi nas to, gdyż postacie, które polubiliśmy przez pierwszy sezon i drugi, tutaj zostały spłycone, niewykorzystane i/lub stanowią jedynie tło dla Setsuny, który cofnął się w rozwoju do sezonu numer 1 (z tą różnicą, że nie gada jak potłuczony, że jest Gundamem). Kosmici i Gundam się wzajemnie wykluczają, bo to nieco odbiega od, moim zdaniem, idei Gundama, który przy okazji kolejnych serii pokazywał nam kilka stron konfliktów, po których każdy widz mógłby się opowiedzieć, bo każda frakcja coś oferuje i każda ma wady. W filmowym 00 tego nie ma. Możemy być tylko i wyłącznie po stronie ludzi, bo kosmici nie mają osobowości (w końcu to latający zmiennokształtny kosmiczny złom). Swoją drogą film chyba tym nieszczęsnym Jowiszem nawiązuje do Odysei Kosmicznej, a ich okręt/planeta przypomina mi Unicrona z uniwersum Transformers.
Uniwersum Anno Domini dało nam pierwszy świetny sezon i drugi już niestety średniawy, ale wciąż przyjemnie oglądający się spektakl. Za to film to kpina pozbawiona większego sensu. Widać, że twórcy nie mieli absolutnie na niego pomysłu i poszli po linii najmniejszego oporu, a przecież musieli zakończyć tego Gundama…
Jak dla mnie Gundam 00 kończy się na drugim sezonie.
Postacie
Postacie są albo nudne i nieciekawe, albo działające na nerwy. No może poza Grahamem, który wraca do swojej świetności z pierwszego sezonu (szkoda, że tak mało miał czasu antenowego) i duetem Kathy i Patricka. Generalnie miałem odczucie pod koniec, że pojawi się ekran wyboru postaci i będę musiał wybrać bohatera, którego dalszy los mnie interesuje. Ot w tym względzie mamy do czyniania w 00 The Movie z takim Mortal Kombat Trilogy, czy Tekken Tag Tournament. Wystąpiły w zasadzie wszystkie postacie jakie przewinęły się przez oba sezony (z wyjątkiem tych co zginęli choć i parę trupów się pojawiło). Niestety mimo mnogiej liczby postaci, nie przekłada się to na jakość. Wszystkie są jedynie tłem dla Setsuny, który i tak nadal jest nieciekawy i nudny. Żal mi było w tym filmie Feldt i młodego Smirnova (który był w filmie chyba tylko dlatego, że wystąpił w poprzednim sezonie). Graham, choć zaliczył dosyć udany występ, to jego rola była w zasadzie marginalna. Nowe postacie były nudne i powtarzały charaktery tych, co nie dożyli końca drugiego sezonu. Ot mamy tu typowy all stars, wszyscy dotychczasowi bohaterowie plus kilka nowych i zero rozwoju postaci.
Mechy
Jeżeli nie masz fune… to jest fangów, to twój mech/gundam nie jest trendy. To mogę spokojnie stwierdzić oglądając mechy z 00. Oprócz Flagów (które dużo punktów paradoksalnie u mnie zarobiły na tym filmie), gundamy to w zasadzie te same modele co w sezonie pierwszym z dodatkowymi funelami, albo większymi tarczami (Quan(T) to taka Exia tyle, że z większą tarczą). Nic dodać nic ująć, to co już widzieliśmy w poprzednich dwóch sezonach. Z tą różnicą, że Flag dla odmiany mi się podobał.
Animacja i Muzyka
Bywa różnie. Sama animacja jest nieco poprawioną wersją tego co widzieliśmy w serialowych przygodach Setsuny i spółki. Jak dla mnie jest nieco zbyt cyfrowo, a niektóre elementy wyglądają bardzo sztucznie. Szczególnie mowa tu o wodzie i ciałach niebieskich (jak zobaczyłem zniszczenie Ganimedesa i Io, to ryknąłem śmiechem). Muzyka natomiast jest wyśmienita. To jedyny naprawdę błyszczący element tej produkcji, choć czasami i ona przejawia symptomy pójścia w ostry stereotyp (melancholijna piosenka pod koniec filmu).
Podsumowanie
Marność nad marnościami i wszystko marność. Film nie spełnia niestety żadnych założeń. Nie sprawdza się jako film akcji, jako dramat tym bardziej, bo fabułę raczej zaczerpnięto z głupiego filmu o inwazji obcych i próbowano połączenia tego rodzaju kina z SF klasy 2001 Odysei Kosmicznej. Filmowe przygody Setsuny oceniłbym lepiej, gdyby produkcja ta powstała w latach 70tych, względnie pierwszej połowie lat 80tych i w tytule miała Mazinger, Getta Robo, lub jakiegoś ich klona…
Plus za Grahama (naciągany), plus za muzykę i plus dla duetu Patricka i Kathy Mannequin. No i plus za film w filmie…w sumie 3,5.
Ocena
3,5 Tetsujina
3,5 Tetsujina
1 komentarz:
Interesante...
Prześlij komentarz