piątek, 27 marca 2015

Diebuster



Diebuster
Rok produkcji: 2004 - 2006
Liczba odcinków: 6

Opening



Ehh... Ja… Bardzo lubię gości z Triggera… Niestety jakoś dziwnie się składa, że to co mi się najbardziej podoba, nie powstało w czasach preTriggerowych (chociażby Gurren Lagan), ale dopiero po uformowaniu studia, gdy rozpoczęło się tworzenie samych perełek w stylu Kill La Kill czy Witch Academy. Diebuster jest niestety serią z czasów, gdzie Trigger był jeszcze w Gainaxie. Co za tym idzie, już wiecie dlaczego ta recenzja nie jest podzielona na sekcje i jest jednym wielkim głosem niezadowolenia z mojej strony.
               
Najgorsze jest to, że tekst o Diebusterze powstaje całe dwa miesiące po tym jak skończyłem oglądać ostatni epizod, a co za tym idzie niewiele z tego pamiętam. Prawda jest taka, że niewiele było tam do zapamiętania. Cała ta 6 odcinkowa OVA popełnia najgorszy grzech        sequeli: Jest ona całkowicie zbędna, a co gorsza podkopuje wartość oryginalnego Gunbustera. Przypieczętowało to w moich oczach Gainax jako studio, które nie dość, że poza granice dobrego smaku doi swoje franczyzy, to jeszcze do tego robi to po linii najmniejszego oporu - albo po prostu wypuszcza daną serię w kilku(nastu) różnych wersjach (Evangelion), albo tworzy coś co wspólnego z oryginałem nie ma za wiele, albo w ogóle nic, wspólnego. Taką właśnie serią jest niestety Diebuster.
               
Wybrano  ludzi z przyszłego Triggera, którzy kompletnie się do tego zadania niestety nie nadawali. Nie ten styl i nie ten klimat. Oryginalny Gunbuster zachowywał sporo podobieństw do klasyki SF w rodzaju 2001: Odysei Kosmicznej czy Łowcy Androidów. Technologia w tym quasi sequelu jest równie mocno odrealniona i kuriozalna jak w pozostałych seriach tej ekipy, ale co sprawdzało się w Kill La Kill, kompletnie nie sprawdzało się w serii w uniwersum Gunbustera. Diebuster wyglądał raczej jakby to był zerowy sezon Gurren Lagann. W zasadzie wszystkie designy czy pomysły na technologie doskonale by się z tą serią komponowały. Sam scenariusz w pewnym momencie zaczął wskazywać na to, że ta ekipa jednocześnie pracowała nad oboma serialami, ale miała mało czasu, więc te same pomysły lądowały w obu projektach.

                Fabularnie, jak pisałem wcześniej, nie ma w zasadzie o czym mówić. Seria usiłuje powtarzać to co było w Gunbusterze, tylko, że robi to słabiej. Zresztą od pewnego momentu  przestałem na fabułę specjalnie zwracać uwagę, bo nie było tu nic godnego uwagi. Z postaciami było już trochę lepiej - obie główne bohaterki nawet dały się lubić, ale nie było w tym nic specjalnego, ot rzemieślnicza robota. Reszta postaci jest pomijalna - ot trójka jakiś tam wątek miała, ale wątki te raczej sprawiały wrażenie zapychaczy.

                Niemniej… to anime ma jedną zaletę (sam nawet byłem zaskoczony jak przemordowałem się do połowy ostatniego odcinka), której niemal udało się zrehabilitować całą serie. Niestety, ale tylko prawie. Doskonałe zakończenie, mające ducha starego Gunbustera z nutką szaleństwa tak charakterystycznego dla twórców Kill La Kill, to tutaj za mało. Szkoda, bo nie dość, że klimat został zachowany, to ostatnie minuty stanowiły doskonały hołd dla oryginalnej OVY. Te niecałe 12 minut to jednak zbyt mało, abym polubił tą OVĘ, wielka szkoda.

                Diebuster jest kolejnym smutnym przykładem na to, że dla GAINAXa  „Dobra solidna robota”  jest wyrażeniem obcym i niezrozumiałym… przykre.

Ocena
4 Tetsujiny 


                

Brak komentarzy: