wtorek, 20 maja 2014

Mobile Suit Gundam Unicorn 7


Mobile Suit Gundam Unicorn
Rok Produkcji: 2010 - 2014
Ilość Odcinków 7
Czas trwania: około 90min.

Trailer


  
  No i w końcu koniec. Wczoraj miałem ogromną przyjemność z dużą dawką goryczy obejrzeć ostatni odcinek tej niesamowitej przygody i powrotu do starego dobrego Kalendarza Uniwersalnego. Tajemnica La+ Box została wyjawiona, starcie o jego zawartość  zostało rozstrzygnięte, a świat już nigdy nie będzie taki sam… A co ja o tym sądzę o tym poniżej, oczywiście jasne  jest że zawarte są niżej spoilery, a recenzje ogólną serii postaram się jak najszybciej napisać (zachowując przy tym jakiś poziom oczywiście, bo Unicorn na to zasługuje i to bardzo), może też paść parę przekleństw (wciąż piszę na gorąco).
    Nie lubię takich zakończeń bardzo, oj bardzo ich nie lubię. Może dziwnie to zabrzmi, gdy za chwilę napiszę dlaczego mi się podobało, ale tak już niestety jest. Nieszczęściem Unicorna wobec mnie jest fakt, że ma jeden element, który powoduje, że niestety do serii nie będę wracał specjalnie za często. Chodzi oczywiście o śmierć Maridy Cruz. Bardzo ją polubiłem i mimo świadomości, że w powieści dziewczyna też ginie, to miałem cichą nadzieje, że w wersji animewanej oszczędzą jej tego smutnego losu. Dobijające jest dla mnie dodatkowy fakt, że w zasadzie oprócz jej nikt (znacząco sympatyczny) nie ginie, co czyni jej śmierć jeszcze bardziej dla mnie dotkliwą. Dodatkowo jej mordercy, temu zasranemu, samolubnemu, rozpieszczonemu skurwielowi w zasadzie się upiekło i potem jakoś dziwnie nikt nie miał do tego pretensji. Jasne Marida po śmierci, jako istota astralna zyskała ogromną moc i bardzo pomogła naszym bohaterom, w tym owemu zasrańcowi (poukładała mu klepki w głowie (te, co mu pozostało, (czyli niewiele)), co jednak w ogóle go nie usprawiedliwia i wolałbym, aby poniósł jakieś konsekwencje (vide Guld z Macross Plus), mógłby się poświęcić w walce z Full Frontalem, bądź wyparować po strzale z Gryps 2, ale niestety dupa gnój przeżył i będzie mnie wkurzać w jakiś Unicornowych quasi sequelach. Uważam też, że naturalnej byłaby gdyby to Zinnerman się poświęcił ratując Maridę, a tak los znów biedaka kopnął ostro w dupę. Jako, że jestem teraz na fali tego co mi się mniej (lub w ogóle) podobało, to idę tym tropem dalej. Przede wszystkim dotknął mnie brak załogi Zinnermana, jeden uratował Arghmę  w jednym momęcie bitwy, drugi stracił swojego Zulu (na szczęście chłopak zdążył zwiać) i pojawili się, gdy Zinnerman wraz z kolegami przejmował stery nad Colony Bilderem.  Szkoda, liczyłem na ich większy udział w finale, choć rozumiem też ograniczenia czasowe jakie siłą rzeczy z tego wyniknęły. Stały punkt programu Angelo jak zwykle kompletnie się nie popisał. Zawsze uważałem, że on jest dupa a nie żołnierz (i chyba generalnie tym dla Full Frontala był), Banagher nawet nie musiał w niego  celować wystarczył mały atak jego Newtypeowymi mocami i Angelo pokonał się sam.  Generalnie te parę minut tego zjeba można było wykorzystać lepiej. Chociażby na wspomnienie, którego mi zabrakło, chodzi mi o matkę Linksa, która miała dość sporą rolę w pierwszym epie i w finale (chociażby sceny z ojcem mogłaby się pojawić).

    Dobra koniec narzekania, czas na to o mi się podobało. A podobała mi się w zasadzie cała reszta, nawet Newtype magic, które od czasów CCA niespecjalnie mi się widzi mi nie przeszkadzała a wręcz mile mi się zaczęła kojarzyć z 2001: Odyseja Kosmiczna. Nie zabrakło oczywiście cameo oryginalnego Gundama czy CCA, podczas mentalnej bitwy Banaghera z Full Frontalem. Sceny batalistyczne były świetne, szczególnie na początku podczas starcia z siłami zdrajców z Neo Zeonu, które zapewniły nam masę cameo różnorakich MSów, zaskoczeniem była dla mnie obecność Bawoo i Zaku III, MSy które darzę sympatią, na ziemi klasę pokazali federacyjny Black Three Stars, a Brightowi nawet na chwilę urosły jaja. Sama batalia z Neo Zeongiem (a raczej Sinanju w zbroi), była ok. Może to nie to co byśmy oczekiwali, bo toczyła się ona raczej na poziomie mentalnym, a nie fizycznym, to jednak miała w sobie sporo wyjątkowości i epickości. Bohaterowie stanęli na wysokości zadania. Mineva jak zwykle błyszczała charyzmą i jak było widać podporządkowała już sobie Banaghera całkowicie. Ich związek będzie chory, może nie aż tak jak Dianny i Lorana, jednak na podobnym poziomie. Sam Links pokazał klasę. Bałem się, że skończy jak Kamille w oryginalnej Zecie, ale na szczęście los był dla niego na szczęście bardziej łaskawy (zamiast warzywa, będzie pod butem). Świetnie dawał sobie radę zarówno z tępym chujem jak i z Full Frontalem. Coś mi się wydaje, że Banagher jest jednym z potężniejszych, jeżeli nie najpotężniejszym Newtypem, jakiego mieliśmy okazje oglądać na ekranie. Bardzo jestem ciekawy jak jego (i Minevy) potoczą się losy w przyszłości. Unicorn to dojna krowa, więc jakiś (przynajmniej) mangowych sequeli się spodziewam. Na każdym kroku za to nie przestawiali mnie zadziwiać kapitan Otto i Zinnerman ich współpraca była świetna (samego Otto bardzo lubię od 6 epa, gdzie pokazał trochę swojego charaktetu). Fajnie też, że w tle przewijał się dowódca ECOAS, który też zaplusował u mnie w poprzednim odcinku. Swoistym czarnym koniem serii był przydupas Vista: Gael Chan. Łysy milczący koleś, którego wszyscy spisali na straty po pierwszym epie. W tym pokazał, że ma jaja stając naprzeciw Neo Zeonga. Fajnie, że przeżył. Kolejny obok Marbet z Victory (tak się składa, że to moja ulubiona postać z tej serii ^^) „nieśmiertelny w UC”, pewnie po całej awanturze będzie służył u Banaghera.  Najważniejszy element, czyli tajemnica La+ Box okazała się świetnym rozwiązaniem w świecie UC. To nie jest lekarstwo na wszystkie bóle, o którym cały świat będzie żyć w pokoju i szczęściu (to UC doczekało się wiele tysięcy lat później), to jedynie szansa na lepszejsze jutro, tylko tyle i aż tyle. Subtelne i w stylu UC. Technicznie ep był jak zawsze świetny, choć w paru momentach ugryzło mnie po oczach CGI (ale nieznacznie), do tego genialne kompozycje doskonale potęgujące klimat serii.


PS. Sunrise została jeszcze jedna Puru, mam nadzieje, że jej nie uśmiercą ;).
PS2. Fajnie, że mamy w końcu potwierdzenia istnienia życia po życiu w UC przynajmniej dla Newtype'ów.



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ostatnia kopia zapasowa to ta z IGLOO czy jeszcze jedna się poniewiera?
Osobiście uważam iż los Riddhe nie jest niewłaściwie dobrany. Chłopak ma, po akcji Audrey, przerąbane od strony public relations, Zimmerman pewnie mu pysk obije, etc.
Jednak, co jest tematem przewodnim tej serii?
Możliwości. Więc danie mu szansy na poprawę i naprawę błędów jest jak najbardziej właściwe.
Dalej, jego życie było dalekie od ideału. Dalej, psychoframe - sama Marida miała okazję odczuć co Banshee robi z psychiką - i wiedząc to tankowała ten strzał z pełną premedytacją - bo nie wmówisz mi iż Kshatriya nie mogła promienia uniknąć, we're talking newtypes here.
Podsumowując, moim zdaniem akurat Ridhe nie zasługuje na ukrzyżowanie. Na oklepanie mordki, tak. Jak ktoś już zasługuje na potępienie, to Zimmerman właśnie - powinien Maridę do łóżka przywiązać i nie wypuszczać. Ale wtedy zapewne wszyscy by zginęli. So, yeah. Gundam.