Code Geass
Rok
produkcji: 2006 - 2008
Liczba
odcinków: 50 (podzielone na dwa sezony po 25 odcinków)
Openingi
Ending
Fabuła
Ehh…, od czego by tu zacząć…, bo jest naprawdę sporo
do napisania, gdyż seria cieszy się mianem wybitnej, rewolucyjnej. Itd. Itp. Od
razu zaznaczę, że ja niestety tej wybitności nie widzę. Oczywiście CG nie jest
jakąś mocno fatalną serią, bo sam pomysł na fabułę był całkiem niezły, ale
niestety wykonanie kulało i to momentami bardzo mocno. Kopanie CG jest rzeczą
dosyć prostą, bo seria sama się do kocówy podkłada. Zacznijmy od tego, że
strony konfliktu są czarnobiałe. Sama postać Leoulucha zachęcała do tworzenia
sporych niejednoznaczności, a tak otrzymaliśmy staroświecką do bólu walkę
dobrych Japończyków z podłymi Brytolami. Właśnie problem Brytanii polega na
tym, że jest spolaryzowana i pokazana, jako podłe, monarchistyczne i
dekadenckie państwo, a Japończycy natomiast ukazani są, jako biedni uciskani i
mordowani. Przez to kompletnie nie mogłem pozytywnie do postaci
reprezentujących imperium w żaden sposób podejść. A wystarczało pokazać Japonie
przed wojną, jako kraj nie tyle skonfliktowany, (o czym raz, dosłownie RAZ jest wspomniane), co powiedzmy,
biedny, spolaryzowany, z nierównościami społecznymi i relatywnie niskim
poziomie życia. A Brytania może i wprowadziła ucisk i… hmm Brytanizację, ale
przy tym podniósł się poziom życia i ludzie przestali bać się o dzień jutrzejszy.
Zamiast tego dostaliśmy stare dobre ludobójstwo, Getta i inne elementy, z
których Fuller byłby dumny. Japończycy (a potem Black Knighci) są szlachetni i
walczą o wolną Japonię, przy tym dbając o moralność i nasz dobry sen. Kolejnym
problemem Brytanii są jej granice i


był ok.
Miał trochę niepotrzebnych zapychaczy (jak ep, w którym kot ukradł hełm
Zero…facepalm, przez niemal 20 minut), ale widać było, że jest w miarę
przemyślany i konsekwentny. Czego nie można powiedzieć o pozostałych 25
odcinkach, które składają się tylko i wyłącznie ze zwrotów fabuły. Co odcinek
jakaś wręcz wyssana z palca rewelacja o jakieś postaci, wydarzeniu, zamykaniu
wątków w sposób w stylu „nie mamy pojęcia, co z tą postacią zrobić”, czy moment
jak Czarni Rycerze, niemal bez zastanawiania dają wiarę księciu Sznyclowi. No i
te zaniki pamięci, czy jej zmiany, pierwszy przy Shirley był ok, chociaż też
mocno przestrzelony - Leoluch strzelał do muchy z bomby atomowej, drugi
pozwolił na powrót Leolucha do szkoły w drugim sezonie (znów, po co?), a
trzeci… jego sensu to do tej pory nie rozumiem, chyba tylko dla fanserwisu (CC,
jako Slave Girl... Hurra?). W zasadzie jedyne, co było dobre w drugim sezonie to
zakończenie. Dalej się zagłębiać, nie będę, chociaż, jak ktoś ma ochotę, to
chętnie wejdę w jakąś dyskusje.
Postacie
Generalnie nie przepadam w zasadzie w tej serii za
nikim, wszyscy są przerysowani i większość wpisuje się w standardowe schematy
postaci. Albo kogoś nie lubię, albo kimś gardzę, albo mnie dana postać w ogóle
nie obchodzi. Chociaż nie mówię, że było parę postaci, które zyskały moją
sympatię.



Czarni
Rycerze… Kolejne puste nazwiska wypełniające pustawą przestrzeń. Chociaż i tu
było trochę ciekawostek i (złudnych) nadziei. Zastępca Zero Kaname Ōgi miał
fantastyczny wręcz wątek miłosny z Brytyjką Villetta Nu, co prawda uzyskany
przez ulubiony plot twist twórców, czyli utratę pamięci, to mógł być kamieniem
milowym dla tego, co Leoluch chciał na koniec serii osiągnąć. Oczywiście 90%
ich wątku dzieje się offscreen… Zresztą cała seria jest pełna takich fajnych
pomysłów, ale niemających żadnych konsekwencji, albo wątków umierających i
znikających tak nagle jak się pojawiły. Koronnym przykładem był Li Xingke -
najwierniejszy z wiernych cesarzowej Federacji Chińskiej (przesłodka osoba),
który co chwile pluje krwią i jest na coś chory, ale czy to ma jakieś
konsekwencje? Cóż według motywu głównego drugiego sezonu „nie mamy pojęcia, co
robić” możecie odpowiedzieć sobie sami. Pozytywnie odnoszę się również do Rakshaty
Chawla, chociaż też to taka stereotypowa ekscentryczna postać naukowca.
Tym optymistycznym
akcentem przechodzimy do Brytyjczyków…, Chociaż zaczniemy od
Japońskiego
Brytyjczyka: Suzaku Kururugi - największego hipokryty i bezkręgowca, jakiego
widziałem w anime. Całą bitą serię, czekałem aż śmieć zdechnie i niestety (oczywiście)
nie doczekałem się tego. Na papieże ten śmieć wyglądał bardzo dobrze,
zaprzedając się diabłu chce zmienić los swoich rodaków, przez pokojową zmianę
wewnątrz systemu, co jak pisałem, nawet, jakby się udało i tak mogłoby się w
każdej chwili zmienić. Niestety wypada to słabo, bo wychodzi na to, że Suzaku
nie ma nic przeciwko kolejnym rzeziom ludności cywilnej (ba w jednej nawet sam
uczestniczy), ale jak giną Brytole to drań moralizuje jak 150. Nie wiem, czy
mamy tu do czynienia z romantycznym głupcem, czy ze zwyczajnym koniunkturalnym
degeneratem (albo po trochę z oboma).
Rodzina
cesarska jest z deka mocno przerysowana. Ot, imperator to samo zło, z którego
dumni byliby główni bossowie z serii takich jak Combattler czy Mazinger Z. Do
tego sama jego postać jest głównie związana z wątkiem Geass i Evenelionowego
wątku dopełnienia ludzkości, który jest, mówiąc hojnie, poboczny.
Książe
Schneizel (zwany przeze mnie Sznyclem (zresztą śmieszny jest fakt, że Imperium
nawiązujące do Wielkiej Brytanii ma niemniej Staro Frycoskie imiona i nazwiska
jak obywatele Zeonu)). To taki AntyLeoluch, który jest równie genialny, co
młodszy brat, ale poza rolą równego przeciwnika i sprytnego gracza, jakoś nie
wnosi sobą jakichś ciekawszych cech. Ot kolejny ambitny i żądny władzy typek.
Księżniczka Euphemia,
to takie dobre oblicze rodziny cesarskiej. Chce pokoju i bardziej
cywilizowanego traktowania Japończyków. Nawet swoim pomysłem rozbraja Cobra
Commandera, chociaż wystarczyłby jego argument, że wystarczy zmiana Viceroy’a i
cały plan równościowy trafi szlag. Euphy to najbardziej tragiczna postać serii i
jej los ciekawie się ogląda. To trzeba twórcom przyznać. Z jej siostrą Cornelią
mam zgryz, bo późniejsze odcinki pokazują nam jej lepszą stronę, a drugi sezon
każe ją nam nawet lubić, jako postać pozytywną. Jednak cały czas mam w pamięci
jej ksenofobiczne uwagi i… cóż kolejny rozkaz eksterminacji mieszkańców getta…
Niemniej prawie mi się to złe pierwsze wrażenie zatarło, co się chwali. Reszta
rodzinki, to łebki do odstrzału (vide Odysseus i Clovis).
Lloyd i Cécile są fajni, naprawdę,
bez żadnych złośliwości i zarzutów. Obok Kallen to były moje ulubione postacie
w całej serii. Nawet fatalny drugi sezon ich nie popsuł. Najlepsze chyba w tej
dwójce jest to, że Cécile, która z pozoru wydaje się normalna, to w
rzeczywistości jest niemniej pokręcona niż Lloyd.
Rycerze okrągłego stołu… ehh… to
tacy standardowi superpiloci, których w każdych seriach anime jest na pęczki i
nic ciekawego, poza pstrokatym wyglądem, w nich nie ma. Najważniejsza dwójka: Anya
i Gino są w miarę ok. Oboje służą do ciągniętego sztucznie wątku szkolnego. A
osobno: Gino, to nagroda pocieszenia dla Kallen, a Anya służy do najgłupszego
(obok tego z Orange) plot twista w serii. Reszta żołdaków… cóż to również nic
ciekawego: kartonowe postacie bez osobowości. Wyjątkiem oczywiście jest Jeremiah
Gottwald swoisty … lub … w Code Geass, jakoś jeszcze nie wyrobiłem sobie o nim
zdania.
No i w końcu, szkolni koledzy
Leolucha… ehh… nie mam pojęcia, co napisać, oprócz tego, że są zbędni. Niby
Shirley miała jakiś tam wątek, ale drugi sezon pokazuje dobitnie, że
niespecjalnie wiedziano, co z nią zrobić. Reszta to zapychacze czasu. Jakoś
niespecjalnie mnie obchodzili, bo widziałem w nich tylko rozpieszczone bachory
okupantów. Aaaa, bym był zapomniał: Nina Einstein … Pamięta ktoś słynną scenę z
End of Evangelion, ona ją tutaj powtarza w bardziej… dosadny i niepokojący
sposób. No i jest bardziej genialna od Macguyvera, bo buduje bombę atomową w
piwnicy szkoły, a skąd wytrzasnęła pluton… to już nieważne. Jest zryta
psychicznie i to dość mocno - straszna ksenofobka (bez uzasadnienia, co jeszcze
bardziej zniechęca mnie do tej bandy bachorów), przy której Sochie z Turn A to
aktywistka na rzecz osadników z księżyca.
Mechy
Tutaj jest największa zaleta tej serii (znów bez
sarkazmu). Mechy są świetne. Niestety bez żadnych zarzutów tylko dla pierwszego
sezonu. Nie ma tutaj Gundumbpowych hiperprzepakowanych robotów rodem z SEEDa
czy 00. Takich lepszych są tylko dwa: Lancelot i Guren Mark – II, które też
jakieś przepakowane nie są. Mięso armatnie jest bardzo fajne i w miarę
realistyczne. Knightmery pierwszego sezonu przypominają mi mechy z Patlabora
czy Blue Gender. Same starcia są również zrealizowane bardzo fajnie dynamiczne,
a przy tym niedoprowadzone do śmieszności z powodu zbyt dużego nasilenia przepakowanych
mechów. Jedyne, do czego mogę się tutaj przyczepić to do systemu ewakuacyjnego,
który jak dla mnie jest zbyt… skuteczny i aż dziwne, że w większych bardziej
istotnych dla fabuły starciach wszyscy nagle zapominają, że życie mogą uratować
wyjątkowo łatwo. Ale to nie tylko występuje w Code Geass, taki sam a nawet
bardziej denerwujący system ewakuacyjny w MSach jest Victory Gundam. Zatem
Knightmery pierwszego sezonu to jedne z lepszych mechów w anime, jakie
widziałem przez długi czas.
Niestety oczywiście jest sezon numer
dwa, który musiał to wszystko popsuć. Nie zamierzam się zbytnio znowu
rozpisywać, ale chcę tylko napisać tyle, że mamy do czynienia z masą
przepakowanych Knightmerów: kolejne wersje Lancelota i Guerena, mechy rycerzy
okrągłego stołu… No i designy stały się bardziej pstrokate i MSowe, zatracając
całkiem oryginalny styl z pierwszego sezonu.
Muzyka i Animacja

Muzyka jest ok. Pasuje do poszczególnych scen, a jeden
utwór nawet zapadł mi w pamięć. Openingowe piosenki jakoś nie zapadły mi w
pamięć, w przeciwieństwie do piosenki z pierwszego Endingu, która jest całkiem
fajna. Miłym akcentem w endingu są też rysunki (znów w pierwszym sezonie)
Clampu ukazujące przeszłość bohaterów. W drugim mammy jakieś dziwne Clampowe
arty (nie powiem, że ładne, ale wolałem te z piewszych 25 epów).
Podsumowanie

Ocena
6 Tetsujinów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz