niedziela, 30 marca 2014

Code Geass


Code Geass
Rok produkcji: 2006 - 2008
Liczba odcinków: 50 (podzielone na dwa sezony po 25 odcinków)

Openingi

Ending


Fabuła
       
     Ehh…, od czego by tu zacząć…, bo jest naprawdę sporo do napisania, gdyż seria cieszy się mianem wybitnej, rewolucyjnej. Itd. Itp. Od razu zaznaczę, że ja niestety tej wybitności nie widzę. Oczywiście CG nie jest jakąś mocno fatalną serią, bo sam pomysł na fabułę był całkiem niezły, ale niestety wykonanie kulało i to momentami bardzo mocno. Kopanie CG jest rzeczą dosyć prostą, bo seria sama się do kocówy podkłada. Zacznijmy od tego, że strony konfliktu są czarnobiałe. Sama postać Leoulucha zachęcała do tworzenia sporych niejednoznaczności, a tak otrzymaliśmy staroświecką do bólu walkę dobrych Japończyków z podłymi Brytolami. Właśnie problem Brytanii polega na tym, że jest spolaryzowana i pokazana, jako podłe, monarchistyczne i dekadenckie państwo, a Japończycy natomiast ukazani są, jako biedni uciskani i mordowani. Przez to kompletnie nie mogłem pozytywnie do postaci reprezentujących imperium w żaden sposób podejść. A wystarczało pokazać Japonie przed wojną, jako kraj nie tyle skonfliktowany, (o czym raz, dosłownie RAZ jest wspomniane), co powiedzmy, biedny, spolaryzowany, z nierównościami społecznymi i relatywnie niskim poziomie życia. A Brytania może i wprowadziła ucisk i… hmm Brytanizację, ale przy tym podniósł się poziom życia i ludzie przestali bać się o dzień jutrzejszy. Zamiast tego dostaliśmy stare dobre ludobójstwo, Getta i inne elementy, z których Fuller byłby dumny. Japończycy (a potem Black Knighci) są szlachetni i walczą o wolną Japonię, przy tym dbając o moralność i nasz dobry sen. Kolejnym problemem Brytanii są jej granice i

wynikające z nich jaskrawe bobole. Chociażby granice nie obejmują Wysp Brytyjskich (podobno utracili wyspy Brytyjskie w XIX wieku, choć też to kretynizm, bo patrząc po drugim sezonie z EU wygrywali równie łatwo, co zawsze. Więc dlaczego zanim to się stało nie odzyskali swojej ojczystej ziemi?). Nieco więcej dbałości o szczegóły panowie. Tym bardziej, że mapki świata pojawiły się dużo po tym odcinku. Do tego sam system polityczny, kompletnie nie daje nadziei terytoriów podbitych na bardziej ludzkie traktowanie w dłuższej perspektywie, bo wystarczy, żeby zmienił się Gubernator (czy tam vieroy, czy jakby można to tłumaczyć Vice Król), a polityka wobec ludzi zmienia się, o co najmniej 180 stopni. Mamy blondasa - to casualowe ludobójstwo, mamy Cornellie i Ephy - to ludobójstwo, a potem program równościowy, a jeszcze później jedno epizodyczny Viceroy z pierwszego epa drugiego sezonu i powrót do czasów blondasa, niech mi powie ktoś, jak tu można stanąć po stronie Brytanii?

           

            Dobra dość już o Brytanii i Black Knightach, (o których w sumie poza tym, że to Ci dobrzy, nie można za wiele powiedzieć). Czas przejść do ogólnego rozwoju fabuły itp. spraw. Code Geass przyznać można jedno, bardzo sprawnie się ogląda i kolejne odcinki łykałem jak młody pelikan rybkę, co jest ważną zaletą każdego filmu i serialu. Pierwszy sezon jest zdecydowanie lepszy od drugiego, który w najlepszym razie był przeciętny. Niestety pierwszy sezon też ma sporo problemów. Po pierwsze wątek szkoły, on i wszystko, co z nim związane jest po prostu zbędne i służy tylko po to, aby pozyskać szerszą publikę. Sorry, ale szkolni koledzy Cobra Commandera są dla mnie kompletnie zbędni (może poza porąbaną Nina) i wpływ na fabułę mają w zasadzie żaden. Do tego wątek z poprzednim kontrahentem CC Mao. Sam był dobry i był przestrogą dla Leolucha, co może się z nim stać, ale 3 odcinki?! Całość zasługiwała na góra dwa epy, a tak główny wątek ucierpiał (można było nieco porozwijać postacie drugoplanowe, ale prościej było wrzucić Mao w dwa dodatkowe epy, które były niemal takie same jak poprzedni, prawda?). Tytułowe Geass, czyli siła napędowa serii… to deus ex machina i nic więcej. Ba, cały wątek około tej szmocy istnieje tylko po to, aby uzasadnić jej obecność w serii i jakoś był on dla mnie zbędny. Jego usunięcie niespecjalnie by na całość wpłynęło, a Geass można by zastąpić jakąś np. technologią. Zyskano by ten czas… nie wiem… może na rozwój postaci? Nie mniej pierwszy sezon jak pisałem
był ok. Miał trochę niepotrzebnych zapychaczy (jak ep, w którym kot ukradł hełm Zero…facepalm, przez niemal 20 minut), ale widać było, że jest w miarę przemyślany i konsekwentny. Czego nie można powiedzieć o pozostałych 25 odcinkach, które składają się tylko i wyłącznie ze zwrotów fabuły. Co odcinek jakaś wręcz wyssana z palca rewelacja o jakieś postaci, wydarzeniu, zamykaniu wątków w sposób w stylu „nie mamy pojęcia, co z tą postacią zrobić”, czy moment jak Czarni Rycerze, niemal bez zastanawiania dają wiarę księciu Sznyclowi. No i te zaniki pamięci, czy jej zmiany, pierwszy przy Shirley był ok, chociaż też mocno przestrzelony - Leoluch strzelał do muchy z bomby atomowej, drugi pozwolił na powrót Leolucha do szkoły w drugim sezonie (znów, po co?), a trzeci… jego sensu to do tej pory nie rozumiem, chyba tylko dla fanserwisu (CC, jako Slave Girl... Hurra?). W zasadzie jedyne, co było dobre w drugim sezonie to zakończenie. Dalej się zagłębiać, nie będę, chociaż, jak ktoś ma ochotę, to chętnie wejdę w jakąś dyskusje.


Postacie
            Generalnie nie przepadam w zasadzie w tej serii za nikim, wszyscy są przerysowani i większość wpisuje się w standardowe schematy postaci. Albo kogoś nie lubię, albo kimś gardzę, albo mnie dana postać w ogóle nie obchodzi. Chociaż nie mówię, że było parę postaci, które zyskały moją sympatię.

Główny bohater całego tego zamieszania miał być swoistym antybohaterem, mającym słuszny cel, ale idącym po trupach… Miał być, bo jak pisałem tak skutecznie twórcy spolaryzowali strony konfliktu, że trudno Brytyjczykom współczuć. Zresztą Leoluch też zachowuje się strasznie… cóż zachowawczo. Jedyny moment, gdy zyskał mój szacunek, to wyzyskanie wypadku z Euphemią (to była zbrodnia, dla niego, albo mógł popełnić jeszcze większą zbrodnię… mógł popełnić błąd). Poza tym Leoluch to kawał drewna z dopisanym śmiechem złoczyńców z anime. Do tego pod wpływem emocji natychmiast jego… geniusz (ocierający się o „czytałem scenariusz”) ulatywał jakby go w ogóle nie było. Jego siostra Nunnally w sumie nie jest niezależną postacią, a punktem odniesienia Leolucha - w pewien sposób jest jego sumieniem. Nie twierdzę, że to jest źle, wręcz przeciwnie, podobnie jest np. z Jakiem Sisko ze Star Trek DS9.

CC, czyli dawczyni Deus ex machiny serii, to mentalna spadkobierczyni Rei i innych wypranych z emocji animewanych lalek, które wywołują, nie wiedzieć, czemu, spazmy u większości fanów anime. Do tego ta utrata pamięci w drugim sezonie, która zamieniła ją w drugą rzecz, którą fani lubią najbardziej: Slave girl. Postać zimnej i wyrachowanej dziewczyny często jest psuta przez jej kompletnie nielogiczne zachowania w niektórych epach (chociażby oba o szkolnym festiwalu).

Kallen… ehh Kallen, przyznaje bez bicia, bardzo ją lubię. Naprawdę jest to postać, dla której przemordowałem się przez drugi sezon. Nie wiem, dlaczego. Może dla tego, że jako jedyna postać, ma jakiś rozwój. Co prawda jest to jeden odcinek, ale lepszy rydz niż nic? Dziewczyna miała ogromny potencjał, można było fajnie poprowadzić wątek jej pochodzenia, czego jednak nie zrobili, poza paroma dialogami z Gino Weinbergiem, które i tak miały na celu ustabilizowaniem relacji między nimi. Kallen jest też pilotem drugiego najważniejszego Meha w serii. Co mnie osobiście ucieszyło, bo zamienianie Omnipotenta, jakim jest Leoluch jeszcze w genialnego pilota, przekroczyłoby już granice śmieszności. Pewnie nie bez znaczenia jest fakt, że Kallen jest drugim po CC nośnikiem fanserwisu. Ot, tam zobaczymy ją pod prysznicem, gdzie indziej w stroju króliczka, a kamera często ustawia się tak, aby podkreślić jej smukłe kształty. Niemniej Kallen była moją ulubioną postacią z całej serii. Szkoda, że potraktowali ją tak po macoszemu. Nieco nabrałem nadziei na początku 2 sezonu, gdzie jej relacje z Leoluchem nabrały nieco dynamizmu, ale nadzieja szybko zgasła.

Czarni Rycerze… Kolejne puste nazwiska wypełniające pustawą przestrzeń. Chociaż i tu było trochę ciekawostek i (złudnych) nadziei. Zastępca Zero Kaname Ōgi miał fantastyczny wręcz wątek miłosny z Brytyjką Villetta Nu, co prawda uzyskany przez ulubiony plot twist twórców, czyli utratę pamięci, to mógł być kamieniem milowym dla tego, co Leoluch chciał na koniec serii osiągnąć. Oczywiście 90% ich wątku dzieje się offscreen… Zresztą cała seria jest pełna takich fajnych pomysłów, ale niemających żadnych konsekwencji, albo wątków umierających i znikających tak nagle jak się pojawiły. Koronnym przykładem był Li Xingke - najwierniejszy z wiernych cesarzowej Federacji Chińskiej (przesłodka osoba), który co chwile pluje krwią i jest na coś chory, ale czy to ma jakieś konsekwencje? Cóż według motywu głównego drugiego sezonu „nie mamy pojęcia, co robić” możecie odpowiedzieć sobie sami. Pozytywnie odnoszę się również do Rakshaty Chawla, chociaż też to taka stereotypowa ekscentryczna postać naukowca.

Tym optymistycznym akcentem przechodzimy do Brytyjczyków…, Chociaż zaczniemy od
Japońskiego Brytyjczyka: Suzaku Kururugi - największego hipokryty i bezkręgowca, jakiego widziałem w anime. Całą bitą serię, czekałem aż śmieć zdechnie i niestety (oczywiście) nie doczekałem się tego. Na papieże ten śmieć wyglądał bardzo dobrze, zaprzedając się diabłu chce zmienić los swoich rodaków, przez pokojową zmianę wewnątrz systemu, co jak pisałem, nawet, jakby się udało i tak mogłoby się w każdej chwili zmienić. Niestety wypada to słabo, bo wychodzi na to, że Suzaku nie ma nic przeciwko kolejnym rzeziom ludności cywilnej (ba w jednej nawet sam uczestniczy), ale jak giną Brytole to drań moralizuje jak 150. Nie wiem, czy mamy tu do czynienia z romantycznym głupcem, czy ze zwyczajnym koniunkturalnym degeneratem (albo po trochę z oboma).   

Rodzina cesarska jest z deka mocno przerysowana. Ot, imperator to samo zło, z którego dumni byliby główni bossowie z serii takich jak Combattler czy Mazinger Z. Do tego sama jego postać jest głównie związana z wątkiem Geass i Evenelionowego wątku dopełnienia ludzkości, który jest, mówiąc hojnie, poboczny.

Książe Schneizel (zwany przeze mnie Sznyclem (zresztą śmieszny jest fakt, że Imperium
nawiązujące do Wielkiej Brytanii ma niemniej Staro Frycoskie imiona i nazwiska jak obywatele Zeonu)). To taki AntyLeoluch, który jest równie genialny, co młodszy brat, ale poza rolą równego przeciwnika i sprytnego gracza, jakoś nie wnosi sobą jakichś ciekawszych cech. Ot kolejny ambitny i żądny władzy typek.  

            Księżniczka Euphemia, to takie dobre oblicze rodziny cesarskiej. Chce pokoju i bardziej cywilizowanego traktowania Japończyków. Nawet swoim pomysłem rozbraja Cobra Commandera, chociaż wystarczyłby jego argument, że wystarczy zmiana Viceroy’a i cały plan równościowy trafi szlag. Euphy to najbardziej tragiczna postać serii i jej los ciekawie się ogląda. To trzeba twórcom przyznać. Z jej siostrą Cornelią mam zgryz, bo późniejsze odcinki pokazują nam jej lepszą stronę, a drugi sezon każe ją nam nawet lubić, jako postać pozytywną. Jednak cały czas mam w pamięci jej ksenofobiczne uwagi i… cóż kolejny rozkaz eksterminacji mieszkańców getta… Niemniej prawie mi się to złe pierwsze wrażenie zatarło, co się chwali. Reszta rodzinki, to łebki do odstrzału (vide Odysseus i Clovis).

            Lloyd i Cécile są fajni, naprawdę, bez żadnych złośliwości i zarzutów. Obok Kallen to były moje ulubione postacie w całej serii. Nawet fatalny drugi sezon ich nie popsuł. Najlepsze chyba w tej dwójce jest to, że Cécile, która z pozoru wydaje się normalna, to w rzeczywistości jest niemniej pokręcona niż Lloyd.

            Rycerze okrągłego stołu… ehh… to tacy standardowi superpiloci, których w każdych seriach anime jest na pęczki i nic ciekawego, poza pstrokatym wyglądem, w nich nie ma. Najważniejsza dwójka: Anya i Gino są w miarę ok. Oboje służą do ciągniętego sztucznie wątku szkolnego. A osobno: Gino, to nagroda pocieszenia dla Kallen, a Anya służy do najgłupszego (obok tego z Orange) plot twista w serii. Reszta żołdaków… cóż to również nic ciekawego: kartonowe postacie bez osobowości. Wyjątkiem oczywiście jest Jeremiah Gottwald swoisty … lub … w Code Geass, jakoś jeszcze nie wyrobiłem sobie o nim zdania.      

             No i w końcu, szkolni koledzy Leolucha… ehh… nie mam pojęcia, co napisać, oprócz tego, że są zbędni. Niby Shirley miała jakiś tam wątek, ale drugi sezon pokazuje dobitnie, że niespecjalnie wiedziano, co z nią zrobić. Reszta to zapychacze czasu. Jakoś niespecjalnie mnie obchodzili, bo widziałem w nich tylko rozpieszczone bachory okupantów. Aaaa, bym był zapomniał: Nina Einstein … Pamięta ktoś słynną scenę z End of Evangelion, ona ją tutaj powtarza w bardziej… dosadny i niepokojący sposób. No i jest bardziej genialna od Macguyvera, bo buduje bombę atomową w piwnicy szkoły, a skąd wytrzasnęła pluton… to już nieważne. Jest zryta psychicznie i to dość mocno - straszna ksenofobka (bez uzasadnienia, co jeszcze bardziej zniechęca mnie do tej bandy bachorów), przy której Sochie z Turn A to aktywistka na rzecz osadników z księżyca. 


Mechy
            Tutaj jest największa zaleta tej serii (znów bez sarkazmu). Mechy są świetne. Niestety bez żadnych zarzutów tylko dla pierwszego sezonu. Nie ma tutaj Gundumbpowych hiperprzepakowanych robotów rodem z SEEDa czy 00. Takich lepszych są tylko dwa: Lancelot i Guren Mark – II, które też jakieś przepakowane nie są. Mięso armatnie jest bardzo fajne i w miarę realistyczne. Knightmery pierwszego sezonu przypominają mi mechy z Patlabora czy Blue Gender. Same starcia są również zrealizowane bardzo fajnie dynamiczne, a przy tym niedoprowadzone do śmieszności z powodu zbyt dużego nasilenia przepakowanych mechów. Jedyne, do czego mogę się tutaj przyczepić to do systemu ewakuacyjnego, który jak dla mnie jest zbyt… skuteczny i aż dziwne, że w większych bardziej istotnych dla fabuły starciach wszyscy nagle zapominają, że życie mogą uratować wyjątkowo łatwo. Ale to nie tylko występuje w Code Geass, taki sam a nawet bardziej denerwujący system ewakuacyjny w MSach jest Victory Gundam. Zatem Knightmery pierwszego sezonu to jedne z lepszych mechów w anime, jakie widziałem przez długi czas.
           
            Niestety oczywiście jest sezon numer dwa, który musiał to wszystko popsuć. Nie zamierzam się zbytnio znowu rozpisywać, ale chcę tylko napisać tyle, że mamy do czynienia z masą przepakowanych Knightmerów: kolejne wersje Lancelota i Guerena, mechy rycerzy okrągłego stołu… No i designy stały się bardziej pstrokate i MSowe, zatracając całkiem oryginalny styl z pierwszego sezonu.   

Muzyka i Animacja
            Clamp… nie jestem fanem tego studia… wręcz dla mnie jedyne, co im wyszło to Choobits, no ale nie mówimy tu o całości ale tylko o animacji… jest ona ok. Clamp umie rysować dziewczyny, co im się chwali, bo bohaterki nabrały bardziej realnych kształtów i osiemnastolatki wyglądały jak osiemnastolatki. Gorzej z mężczyznami - 20 kilowe bishoneny pasujące bardziej do jakiegoś kiepskiego Yaoica niż serii mecha pretendującej do miana dramatu. Do tego małe głupawe wpadki - CC jedząca Pizzę, gdzie trójkącik znika zanim ta otworzy usta, CC ubrana tak rzucając się w oczy, że aż dziwne, że nie wpadła w ręce Brytanii, albo przynajmniej nie zatrzymał jej żaden policjant z pytaniem z jakiego burdelu uciekła. Czy mój ulubiony: Skrępowana i zakneblowana Kallen, a obok niej talerz z jedzeniem… Czy ktoś to oglądał przed wypuszczeniem na ekran. Niemniej nie jest najgorzej. Komputer czasami się rzuca w oczy, ale nie drażni i jest bardziej stonowany niż np. w Macross Frontier.
            Muzyka jest ok. Pasuje do poszczególnych scen, a jeden utwór nawet zapadł mi w pamięć. Openingowe piosenki jakoś nie zapadły mi w pamięć, w przeciwieństwie do piosenki z pierwszego Endingu, która jest całkiem fajna. Miłym akcentem w endingu są też rysunki (znów w pierwszym sezonie) Clampu ukazujące przeszłość bohaterów. W drugim mammy jakieś dziwne Clampowe arty (nie powiem, że ładne, ale wolałem te z piewszych 25 epów).

Podsumowanie
            Ehh… wyszło nieco zbyt krytycznie niż miałem zamiar napisać, ale, że liczba laurek dla CG w necie jest przeogromna, to nie mam wyrzutów sumienia, bo Code Geass nie jest serią fatalną, złą czy nawet do bólu przeciętną. Ma kilka naprawdę fajnych choć niewykorzystanych do końca pomysłów. Kilka postaci przykuło moją uwagę. No i fantastyczne Mechy w pierwszym sezonie przy wcale niezłej animacji.

Ocena
6 Tetsujinów

Brak komentarzy: