Brain Powerd
Liczba
odcinków: 26
Rok
Produkcji: 1998
Opening
Ending
Fabuła
Oj długo brałem się do napisania czegokolwiek o
Brain Powerd, bo to ciężka do oceny seria. A właściwie raczej ciężko
opublikować coś na jej temat, bo słowo „kontrowersyjna” to mało powiedziane. Moja
opinia jest właśnie „kontrowersyjna”, bo w przeciwieństwie do innych
recenzentów, uważam Brain Powerd za serie bardzo dobrą i w sumie poza jednym
czy dwoma miejscami nie mam zamiaru porównywać jej do Evangeliona, co wszyscy
lubią robić. Ba, nawet do Brain Powerd przyległa metka AntyEvangeliona.
Niemniej dla mnie wszystko, co ma spójną fabułę i ciekawe postacie jest AntyEvangelionem…
ale dyskusja o Evie jest na dygdy.
Niedaleka przyszłość - Ziemia jest
rozrywana przez kolejne naturalne kataklizmy: trzęsienia ziemi, powodzie,
wybuchy wulkanów… Prawdopodobnie powodem tych anomalii jest odkryty i
uruchomiony starożytny żywy statek kosmiczny nazwany Orphan. Uruchomiony przez
parę naukowców, statek zaczyna pochłaniać życiową energię z otoczenia, a z
tajemniczych ogromnych kryształowych dysków wyłaniają się biomechy: Grand Chery,
wraz z pilotami nazywanymi Antyciałami, bądź Reclaimerami. Szukają oni rozsianych
po świecie dysków. ONZ jednak nie siedzi
z założonymi rękami (to ci prawdziwe SF) i buduje okręt wyposażony w biosilnik
(bliźniaczo podobny do tego na Orphanie) Novis Noah, stając w opozycji do ludzi
z Orphanu. Novis Noah korzysta z supernowoczesnych myśliwców i… Brain Powerdów
- bardziej samodzielnych Biomechów, które są uważane przez Orphan za zbyt
wcześnie narodzone Grand Chery. Podczas jednej z akcji odzyskiwania dysku dochodzi
do “zbyt wczesnych“ narodzin Brain Powerda, za którego “sterami” zasiada młoda
dziewczyna Hime. Dziewczyna nawiązuje więź z Biomechem i dzięki temu ratuje mu
życie, a jako partner Brain Powerda dołącza do Novis Noah. I tak rozpoczyna się
walka o przetrwanie ludzkości (według teorii naukowców pracujących dla ONZ
opuszczenie przez Orphan Ziemi spowoduje, że statek pochłonie całą energię
życiową na Ziemi).
Trzy późne serie TV Tomino można
porównać do trzech gier ze świata Forgotten Relams: Baldur’s Gate, Icewind Dale
i Planetscape (cośtam). Czyli jedna jest zrównoważona, nastawiona zarówno na akcje jak
i na fabułę oraz postacie, druga to akcja, a trzecia to sama fabuła. Brain Powerd to taka właśnie seria nastawiona na
fabułę (a raczej na uczucia bohaterów, bo to one są w tej całej zabawie
najważniejsze). Do Brain Powerd podchodziłem jak do jeża. Dużo złego słyszałem
o niej już na wstępie - że jest kiepska, że ma nieciekawe postacie i że ogólnie
jest nudna. Ale jak wiadomo wszystko na świecie jest nieobiektywne i często nie
należy się przejmować opiniami innych recenzentów. Oglądając kolejne odcinki
przerwy robiłem jedynie w weekendy, a każdy epizod oglądałem z ogromną
ciekowością. Jasne, Brain Powerd ma problemy, jednak są to akurat takie wady,
na które można machnąć ręką. Chodzi mi przede wszystkim o pewne fakty dotyczące
Orphanu i biomechów jakie wychodzą na jaw (w jaki sposób Orphan znalazł się na
Ziemi i jaka jest prawdziwa różnica miedzy Brain Powerdami a Grand Cherami).
Powyższe fakty jakoś nie miały większych reperkusji, jedynie nieco lepiej można
było wyjaśnić działania samego Orphana (statku, nie jego mieszkańców). No i
nagła zmiana stron przez jedną z postaci… Był to co prawda niezły twist, ale
podobnie jak w przypadku poprzednich, wątek ten zapadł się sam w sobie i nie
miał wpływu na samo zwięczenie serii.
Niemniej, jak już
pisałem, fabuła BP służy postaciom a nie odwrotnie, przez co ona sama jest
nieco prostsza czy posiada tego typu właśnie ślepe uliczki. Cała tajemnica
kosmicznego lewiatana nie została rozwiązana, bo nie musiała być. Zakończenie
doskonale zwieńcza główny motyw serii, którym wcale nie była walka o uratowanie
ludzkości (podział na dobrych i złych zacierał się z każdym odcinkiem coraz
bardziej). Głównym motywem było coś do tej pory u Tomino niespotykanego -
przezwyciężanie własnych awersji, uprzedzeń i przede wszystkim zrozumienie i
porozumienie. Wszyscy wskazują, że chodzi o potęgę miłości... A i owszem
również o nią chodzi, ale jak dla mnie to właśnie to przezwyciężanie i dialog
były esencją serii i za to właśnie tak ją lubię.
Lepiej byłoby gdyby całość miała klimat
Turn A. Zaszufladkowałbym tę serię do Steampunka i tyle by było opisu klimatu.
Ale jednak mamy tutaj dosyć specyficzne spojrzenie na prawdziwe przyszłościowe
SF (statek naszych bohaterów, biomechy, myśliwce itp.). Dalej mamy tę
specyficzną nutkę, która potem eksplodowała w Turn A. Zatem postanowiłem wymyślić
nowy podgatunek: Folkpunk, czyli SF w którym mamy właśnie tego typu nutki z
folklorów danych krajów, swoista odmiana Steampunka. Klimat mi się bardzo w tej
serii podobał. Był, z braku lepszego słowa, optymistyczny i barwny. Był charakterystyczny
dla późnego Tomino - specyficzne designy, bardzo fajne biomechy czy relacje
miedzy bohaterami będące w większości wręcz AntyIdeonowe (to chyba lepsze
określenie dla Brain Powerd niż AntyEvangelion). Zostałem po prostu przez to
wszystko zauroczony.
Postacie
Jeżeli gdzieś Brain Powerd staje się
AntyEvangelionem to właśnie w przypadku postaci. O ile w tym drugim (dla
którego zresztą kiedyś znajdę czas) nie lubiłem absolutnie nikogo, to w Brain
Powerd jest praktycznie odwrotnie. Do tego antyideonowe relacje miedzy
postaciami i tu nie chodzi o to, że się tutaj nikt z nikim nie kłóci i nie ma
różnic zdań (bo są).
Para
głównych bohaterów Yuu i Hime bardzo mi się podobała. Podobał mi się również
fakt, że to właśnie Hime trzymała pierwsze skrzypce przez większość serii. To
ona mimo niewesołej przeszłości jest radosną, optymistyczną i ciepłą osobą,
chociaż bywa też stanowcza i dość uparta. Nie jest to postać na miarę Cecily
(którą stawiam za wzór głównych bohaterek), ale sprawdza się bardzo dobrze. Jest
po prostu wiarygodną postacią, a jej późniejszy związek z Orphan był świetnym
pomysłem, aby utrzymać istotność jej roli w późniejszych odcinkach. Z kolei Yuu
z wyglądu mocno przypomina Seabooka, ale Seabookiem (na szczęście) nie jest.
Yuu rozwija się w tej serii najbardziej. Począwszy od ucieczki z Orphan przez
spotkanie z Nelly (i jej Brainem), aż do ostatniego odcinka i ustabilizowanie
tego, co było wiadome od odcinka numer dwa. Yuu jest mocno niezależny wobec
reszty załogi Novis Noah. Preferuje działanie w pojedynkę i po prostu samą
samotność. Mimo iż z pozoru jasno odciął się od reszty swojej rodziny, to wciąż
ma silne uczucia wobec swojej siostry. Jego relacje z Hime są rozegrane
świetnie. Nie jest to poziom Cecily z Seabookiem (sorry, za nawiązywania do
F91, ale Yuu to skóra zdarta z Seabooka) - czuć między nimi naturalną chemię.
Resztę załogi Novis Noah lubię w
zasadzie tak samo jak Yuu i Hime. Wszyscy są sympatyczni i jak na postacie
drugoplanowe nieźle rozbudowani. Mają nawet po jeden a nawet dwa odcinki im
poświęcone. A jest to dużo jak na zaledwie 26 odcinkową serię.
Chociażby Kanan, której wątek trwał bite 3 – 4 odcinki, okazała się jedną z najsympatyczniejszych postaci w serii i choć nieco kręcę nosem, że była centralną postacią przez ten czas (zważywszy na długość serialu), to bardzo się cieszę, że ją nam przybliżono w tak fantastyczny sposób. Zresztą wszyscy nie są wyciętymi z kartonu stereotypami, a fakt, że każdy doczekał się mniej bądź bardziej rozwiniętego back story, powoduje, że mamy wrażenie ich głębi.
Chociażby Kanan, której wątek trwał bite 3 – 4 odcinki, okazała się jedną z najsympatyczniejszych postaci w serii i choć nieco kręcę nosem, że była centralną postacią przez ten czas (zważywszy na długość serialu), to bardzo się cieszę, że ją nam przybliżono w tak fantastyczny sposób. Zresztą wszyscy nie są wyciętymi z kartonu stereotypami, a fakt, że każdy doczekał się mniej bądź bardziej rozwiniętego back story, powoduje, że mamy wrażenie ich głębi.
Piloci Brainów są
ok. Choć, jak na mój gust, Nanga mógłby dostać jakiś odcinek dla siebie, bo w
porównaniu do reszty wypada pod tym względem blado. Russ jest w porządku. Fajnie,
że sparowali go z Kanan, gdyż było to bardzo naturalne. Higgins ma seksowny
tatuaż, ale i ona dostała stosunkowo niewiele czasu. Kant Kestner – chłopiec
geniusz też był sympatyczny zapamiętam sobie dowcip z Nietzsche w roli głównej.
Bardzo polubiłem też pokładową panią doktor i późniejszą panią kapitan - Irene Carrier.
I choć myślałem, że będę miał z nią problemy (gdyż pierwsza kapitan niosła ze
sobą maaaaaasę charyzmy), to poradziła sobie z nową rolą kapitalnie. No i jest
jeszcze jedna z pilotów rozpoznawczych Comodo, która w zasadzie wraz z Nangiem
stanowili nierozerwalną całość.
Dzieciaki są w
porządku, nie irytują i niosą ze sobą sporo pozytywnej energii. Do tego dają
coś od siebie i nie są zbędnym zapychaczem.
Postaciami w pewien sposób łączącymi
Orphan z Novis Noah jest twórca oponentów Orphanu: Winston i babcia Yuu: Naoko.
Oboje są ok. To takie typowe postacie liderów pełnych charyzmy i (w przypadku
Naoko) ciepła.
Z mieszkańcami Orphanu mam już nieco większy
problem niż w wypadku załogi głównych bohaterów. Choć i tutaj nie mamy (w przypadku
tych głównych) do czynienia z pustymi skorupami bez charakteru. Każdy miał
mniej bądź bardziej usprawiedliwione powody do zostania Reclemerem, ale to
właśnie Orphan ma te najmniej sympatyczne postacie. Quincy Issa, siostra Yuu,
wydawała mi się z początku topową złą Tominowską laską, ale również ona okazała
się bardziej skomplikowana i w pewien sposób jest najbardziej tragiczną
postacią serii. Jest ona niestabilna psychicznie i żądna uznania. Szła prosto w
objęcia szaleństwa i pewnie gdyby nie Yuu i Hime właśnie tam by pewnie
skończyła. Matka Yuu, Midori, to chyba najbliższa postać pretendująca do miana
prawdziwego złego - zimna, pozbawiona emocji i traktująca swoją rodzinę
bardziej jak narzędzia do osiągnięcia swoich celów, aniżeli ludzkie istoty. W sumie
nawet nie pamiętam, czy na końcu serii jakoś inaczej na to wszystko spojrzała,
ale chyba nie. Z pozostałych Recleimerów trzeba zwrócić uwagę na Shielę, mającą
bardzo tragiczną historię. Jej udziałem jest jednen z bardziej niekomfortowych
momentów serii. Te jej wspomnienia… brr… Grobowiec Świetlików mi się
przypomniał…) No i rzecz jasna jest jeszcze Johnathan - najbardziej pokręcony
„sługa” Orphanu, który szybko wyrasta nie tylko na głównego Recleimera
serii, był co prawda w przeszłości
skrzywdzony przez własną matkę (zresztą jego relacje z matką powodują ogromne
reperkusje w serii), ale suma summarum, sam jest winien tego, że jest taki a
nie inny (vide Hime wychowankę domu dziecka).
Są jeszcze dwie bardzo istotne
postacie: Nelly i Baron Maximilian, ale je lepiej przemilczę… i tak już za dużo
spoilerów się tu wradło.
Mechy
A raczej biomechy, czy, bardziej Brain Powerdowo, Antyciała (chociaż ten termin odnosi się bardziej do pilota i mecha jak są razem). Pierwsze podejście Tomino do inteligentnych robotów wyszło całkiem nieźle. Szczególnie mi się podoba sposób porozumiewania się z pilotów z mechami, który nie polega na rozmawianiu z nimi (kto by chciał Tominowe Transformery prawda?), ale raczej na wyczuwaniu ich emocji, które bywają bardzo różne. Naprawdę, te biomechy podobały mi się bardziej od „konkurencyjnych” Ev, gdyż takie spojrzenie na roboty biologicznego pochodzenia mi bardziej odpowiada. Designowo momentami przypominają prace Gigera z obcego (szczególnie Brain Powerdowe bliźniaki i te lepsiejsze Grand Chery). Różnice między tymi dwoma gatunkami biomechów są często podkreślane, chociaż słabo widoczne na pierwszy rzut oka. Główną różnicą jest samodzielność. Brain Powerdy są bardziej samodzielne i mniej uległe od Cherów (muszą zaakceptować swojego partnera. Mowa o partnerze, bo pilot w tej
serii to kiepskie określenie). Podobno są też od nich słabsze, ale jakoś tego nie dostrzegłem. No i… scena z cmentarzyskiem Grand Cherów i Brainów pokazuje, że jak Tomino nie morduje postaci, to zawsze znajdzie gdzieś sposób abyśmy poczuli się niekomfortowo.
Muzyka i Animacja
Muzyka jest wręcz F E N O M E N A L
N A!!! To w końcu Yoko Kanno! Tak jest Yoko Kano. Jak zauważyłem po roku
produkcji była to pierwsza seria, w której słynna Pani kompozytor
współpracowała z Tomino i trzeba przyznać, że jak ta dwójka bierze się za coś
to zamienia się to w - co najmniej srebro. Ścieżki są odpowiednio epickie i
instrumentalne. Zawierają sporo elementów pasujących do stylistyki późnych Tominowskich
serii (Turn A, Wings of Ryean, Overman King Gainer). Seiyu sprawdzają się
bardzo dobrze i świetnie pasują do postaci. Początkowo aktorka podkładająca
Hime mi nie pasowała, ale to tylko dlatego, że podkładała ona potem naczelną
faszystkę Gundamowego uniwersum: Sochie. To nie przeszkadzało jej się potem zmienić
i być przyzwoitą postacią.
Animacja jest (znów) bardzo
charakterystyczna dla późnych serii Tomino i doskonale pasuje do Folkpunkowego
charakteru serii. Brak tu błędów czy niekonsekwencji animacyjnych, a stałych
wstawek w ogóle nie zauważyłem.
Podsumowanie
Nie zgadzam się z powszechną opinią, że Brain Powerd
to słaba seria. Ma niezły scenariusz, sympatyczne postacie, a przy tym bardzo
fajne i optymistyczne przesłanie. No i nie można zapomnieć o fenomenalnej
muzyce. Również specyficzny styl charakterystyczny dla późnego Tomino zasługuje
na uwagę.
Ocena
8 Tetsujinów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz