niedziela, 19 stycznia 2014

Brain Powerd


Brain Powerd
Liczba odcinków: 26
Rok Produkcji: 1998

Opening

Ending


Fabuła
            Oj długo brałem się do napisania czegokolwiek o Brain Powerd, bo to ciężka do oceny seria. A właściwie raczej ciężko opublikować coś na jej temat, bo słowo „kontrowersyjna” to mało powiedziane. Moja opinia jest właśnie „kontrowersyjna”, bo w przeciwieństwie do innych recenzentów, uważam Brain Powerd za serie bardzo dobrą i w sumie poza jednym czy dwoma miejscami nie mam zamiaru porównywać jej do Evangeliona, co wszyscy lubią robić. Ba, nawet do Brain Powerd przyległa metka AntyEvangeliona. Niemniej dla mnie wszystko, co ma spójną fabułę i ciekawe postacie jest AntyEvangelionem… ale dyskusja o Evie jest na dygdy.

            Niedaleka przyszłość - Ziemia jest rozrywana przez kolejne naturalne kataklizmy: trzęsienia ziemi, powodzie, wybuchy wulkanów… Prawdopodobnie powodem tych anomalii jest odkryty i uruchomiony starożytny żywy statek kosmiczny nazwany Orphan. Uruchomiony przez parę naukowców, statek zaczyna pochłaniać życiową energię z otoczenia, a z tajemniczych ogromnych kryształowych dysków wyłaniają się biomechy: Grand Chery, wraz z pilotami nazywanymi Antyciałami, bądź Reclaimerami. Szukają oni rozsianych po świecie dysków.  ONZ jednak nie siedzi z założonymi rękami (to ci prawdziwe SF) i buduje okręt wyposażony w biosilnik (bliźniaczo podobny do tego na Orphanie) Novis Noah, stając w opozycji do ludzi z Orphanu. Novis Noah korzysta z supernowoczesnych myśliwców i… Brain Powerdów - bardziej samodzielnych Biomechów, które są uważane przez Orphan za zbyt wcześnie narodzone Grand Chery. Podczas jednej z akcji odzyskiwania dysku dochodzi do “zbyt wczesnych“ narodzin Brain Powerda, za którego “sterami” zasiada młoda dziewczyna Hime. Dziewczyna nawiązuje więź z Biomechem i dzięki temu ratuje mu życie, a jako partner Brain Powerda dołącza do Novis Noah. I tak rozpoczyna się walka o przetrwanie ludzkości (według teorii naukowców pracujących dla ONZ opuszczenie przez Orphan Ziemi spowoduje, że statek pochłonie całą energię życiową na Ziemi).

            Trzy późne serie TV Tomino można porównać do trzech gier ze świata Forgotten Relams: Baldur’s Gate, Icewind Dale i Planetscape (cośtam). Czyli jedna jest zrównoważona, nastawiona zarówno na akcje jak i na fabułę oraz postacie, druga to akcja, a trzecia to sama fabuła. Brain Powerd to taka właśnie seria nastawiona na fabułę (a raczej na uczucia bohaterów, bo to one są w tej całej zabawie najważniejsze). Do Brain Powerd podchodziłem jak do jeża. Dużo złego słyszałem o niej już na wstępie - że jest kiepska, że ma nieciekawe postacie i że ogólnie jest nudna. Ale jak wiadomo wszystko na świecie jest nieobiektywne i często nie należy się przejmować opiniami innych recenzentów. Oglądając kolejne odcinki przerwy robiłem jedynie w weekendy, a każdy epizod oglądałem z ogromną ciekowością. Jasne, Brain Powerd ma problemy, jednak są to akurat takie wady, na które można machnąć ręką. Chodzi mi przede wszystkim o pewne fakty dotyczące Orphanu i biomechów jakie wychodzą na jaw (w jaki sposób Orphan znalazł się na Ziemi i jaka jest prawdziwa różnica miedzy Brain Powerdami a Grand Cherami). Powyższe fakty jakoś nie miały większych reperkusji, jedynie nieco lepiej można było wyjaśnić działania samego Orphana (statku, nie jego mieszkańców). No i nagła zmiana stron przez jedną z postaci… Był to co prawda niezły twist, ale podobnie jak w przypadku poprzednich, wątek ten zapadł się sam w sobie i nie miał wpływu na samo zwięczenie serii.

Niemniej, jak już pisałem, fabuła BP służy postaciom a nie odwrotnie, przez co ona sama jest nieco prostsza czy posiada tego typu właśnie ślepe uliczki. Cała tajemnica kosmicznego lewiatana nie została rozwiązana, bo nie musiała być. Zakończenie doskonale zwieńcza główny motyw serii, którym wcale nie była walka o uratowanie ludzkości (podział na dobrych i złych zacierał się z każdym odcinkiem coraz bardziej). Głównym motywem było coś do tej pory u Tomino niespotykanego - przezwyciężanie własnych awersji, uprzedzeń i przede wszystkim zrozumienie i porozumienie. Wszyscy wskazują, że chodzi o potęgę miłości... A i owszem również o nią chodzi, ale jak dla mnie to właśnie to przezwyciężanie i dialog były esencją serii i za to właśnie tak ją lubię.

            Lepiej byłoby gdyby całość miała klimat Turn A. Zaszufladkowałbym tę serię do Steampunka i tyle by było opisu klimatu. Ale jednak mamy tutaj dosyć specyficzne spojrzenie na prawdziwe przyszłościowe SF (statek naszych bohaterów, biomechy, myśliwce itp.). Dalej mamy tę specyficzną nutkę, która potem eksplodowała w Turn A. Zatem postanowiłem wymyślić nowy podgatunek: Folkpunk, czyli SF w którym mamy właśnie tego typu nutki z folklorów danych krajów, swoista odmiana Steampunka. Klimat mi się bardzo w tej serii podobał. Był, z braku lepszego słowa, optymistyczny i barwny. Był charakterystyczny dla późnego Tomino - specyficzne designy, bardzo fajne biomechy czy relacje miedzy bohaterami będące w większości wręcz AntyIdeonowe (to chyba lepsze określenie dla Brain Powerd niż AntyEvangelion). Zostałem po prostu przez to wszystko zauroczony.

Postacie
            Jeżeli gdzieś Brain Powerd staje się AntyEvangelionem to właśnie w przypadku postaci. O ile w tym drugim (dla którego zresztą kiedyś znajdę czas) nie lubiłem absolutnie nikogo, to w Brain Powerd jest praktycznie odwrotnie. Do tego antyideonowe relacje miedzy postaciami i tu nie chodzi o to, że się tutaj nikt z nikim nie kłóci i nie ma różnic zdań (bo są).
           
Para głównych bohaterów Yuu i Hime bardzo mi się podobała. Podobał mi się również fakt, że to właśnie Hime trzymała pierwsze skrzypce przez większość serii. To ona mimo niewesołej przeszłości jest radosną, optymistyczną i ciepłą osobą, chociaż bywa też stanowcza i dość uparta. Nie jest to postać na miarę Cecily (którą stawiam za wzór głównych bohaterek), ale sprawdza się bardzo dobrze. Jest po prostu wiarygodną postacią, a jej późniejszy związek z Orphan był świetnym pomysłem, aby utrzymać istotność jej roli w późniejszych odcinkach. Z kolei Yuu z wyglądu mocno przypomina Seabooka, ale Seabookiem (na szczęście) nie jest. Yuu rozwija się w tej serii najbardziej. Począwszy od ucieczki z Orphan przez spotkanie z Nelly (i jej Brainem), aż do ostatniego odcinka i ustabilizowanie tego, co było wiadome od odcinka numer dwa. Yuu jest mocno niezależny wobec reszty załogi Novis Noah. Preferuje działanie w pojedynkę i po prostu samą samotność. Mimo iż z pozoru jasno odciął się od reszty swojej rodziny, to wciąż ma silne uczucia wobec swojej siostry. Jego relacje z Hime są rozegrane świetnie. Nie jest to poziom Cecily z Seabookiem (sorry, za nawiązywania do F91, ale Yuu to skóra zdarta z Seabooka) - czuć między nimi naturalną chemię.

            Resztę załogi Novis Noah lubię w zasadzie tak samo jak Yuu i Hime. Wszyscy są sympatyczni i jak na postacie drugoplanowe nieźle rozbudowani. Mają nawet po jeden a nawet dwa odcinki im poświęcone. A jest to dużo jak na zaledwie 26 odcinkową serię.

        Chociażby Kanan, której wątek trwał bite 3 – 4 odcinki, okazała się jedną z najsympatyczniejszych postaci w serii i choć nieco kręcę nosem, że była centralną postacią przez ten czas (zważywszy na długość serialu), to bardzo się cieszę, że ją nam przybliżono w tak fantastyczny sposób. Zresztą wszyscy nie są wyciętymi z kartonu stereotypami, a fakt, że każdy doczekał się mniej bądź bardziej rozwiniętego back story, powoduje, że mamy wrażenie ich głębi.

Piloci Brainów są ok. Choć, jak na mój gust, Nanga mógłby dostać jakiś odcinek dla siebie, bo w porównaniu do reszty wypada pod tym względem blado. Russ jest w porządku. Fajnie, że sparowali go z Kanan, gdyż było to bardzo naturalne. Higgins ma seksowny tatuaż, ale i ona dostała stosunkowo niewiele czasu. Kant Kestner – chłopiec geniusz też był sympatyczny zapamiętam sobie dowcip z Nietzsche w roli głównej. Bardzo polubiłem też pokładową panią doktor i późniejszą panią kapitan - Irene Carrier. I choć myślałem, że będę miał z nią problemy (gdyż pierwsza kapitan niosła ze sobą maaaaaasę charyzmy), to poradziła sobie z nową rolą kapitalnie. No i jest jeszcze jedna z pilotów rozpoznawczych Comodo, która w zasadzie wraz z Nangiem stanowili nierozerwalną całość.
Dzieciaki są w porządku, nie irytują i niosą ze sobą sporo pozytywnej energii. Do tego dają coś od siebie i nie są zbędnym zapychaczem.
           
            Postaciami w pewien sposób łączącymi Orphan z Novis Noah jest twórca oponentów Orphanu: Winston i babcia Yuu: Naoko. Oboje są ok. To takie typowe postacie liderów pełnych charyzmy i (w przypadku Naoko) ciepła.

            Z mieszkańcami Orphanu mam już nieco większy problem niż w wypadku załogi głównych bohaterów. Choć i tutaj nie mamy (w przypadku tych głównych) do czynienia z pustymi skorupami bez charakteru. Każdy miał mniej bądź bardziej usprawiedliwione powody do zostania Reclemerem, ale to właśnie Orphan ma te najmniej sympatyczne postacie. Quincy Issa, siostra Yuu, wydawała mi się z początku topową złą Tominowską laską, ale również ona okazała się bardziej skomplikowana i w pewien sposób jest najbardziej tragiczną postacią serii. Jest ona niestabilna psychicznie i żądna uznania. Szła prosto w objęcia szaleństwa i pewnie gdyby nie Yuu i Hime właśnie tam by pewnie skończyła. Matka Yuu, Midori, to chyba najbliższa postać pretendująca do miana prawdziwego złego - zimna, pozbawiona emocji i traktująca swoją rodzinę bardziej jak narzędzia do osiągnięcia swoich celów, aniżeli ludzkie istoty. W sumie nawet nie pamiętam, czy na końcu serii jakoś inaczej na to wszystko spojrzała, ale chyba nie. Z pozostałych Recleimerów trzeba zwrócić uwagę na Shielę, mającą bardzo tragiczną historię. Jej udziałem jest jednen z bardziej niekomfortowych momentów serii. Te jej wspomnienia… brr… Grobowiec Świetlików mi się przypomniał…) No i rzecz jasna jest jeszcze Johnathan - najbardziej pokręcony „sługa” Orphanu, który szybko wyrasta nie tylko na głównego Recleimera serii,  był co prawda w przeszłości skrzywdzony przez własną matkę (zresztą jego relacje z matką powodują ogromne reperkusje w serii), ale suma summarum, sam jest winien tego, że jest taki a nie inny (vide Hime wychowankę domu dziecka).

            Są jeszcze dwie bardzo istotne postacie: Nelly i Baron Maximilian, ale je lepiej przemilczę… i tak już za dużo spoilerów się tu wradło.


Mechy
        
    A raczej biomechy, czy, bardziej Brain Powerdowo, Antyciała (chociaż ten termin odnosi się bardziej do pilota i mecha jak są razem). Pierwsze podejście Tomino do inteligentnych robotów wyszło całkiem nieźle. Szczególnie mi się podoba sposób porozumiewania się z pilotów z mechami, który nie polega na rozmawianiu z nimi (kto by chciał Tominowe Transformery prawda?), ale raczej na wyczuwaniu ich emocji, które bywają bardzo różne. Naprawdę, te biomechy podobały mi się bardziej od „konkurencyjnych” Ev, gdyż takie spojrzenie na roboty biologicznego pochodzenia mi bardziej odpowiada. Designowo momentami przypominają prace Gigera z obcego (szczególnie Brain Powerdowe bliźniaki i te lepsiejsze Grand Chery). Różnice między tymi dwoma gatunkami biomechów są często podkreślane, chociaż słabo widoczne na pierwszy rzut oka. Główną różnicą jest samodzielność. Brain Powerdy są bardziej samodzielne i mniej uległe od Cherów (muszą zaakceptować swojego partnera. Mowa o partnerze, bo pilot w tej
serii to kiepskie określenie). Podobno są też od nich słabsze, ale jakoś tego nie dostrzegłem. No i… scena z cmentarzyskiem Grand Cherów i Brainów pokazuje, że jak Tomino nie morduje postaci, to zawsze znajdzie gdzieś sposób abyśmy poczuli się niekomfortowo.





Muzyka i Animacja
            Muzyka jest wręcz F E N O M E N A L N A!!! To w końcu Yoko Kanno! Tak jest Yoko Kano. Jak zauważyłem po roku produkcji była to pierwsza seria, w której słynna Pani kompozytor współpracowała z Tomino i trzeba przyznać, że jak ta dwójka bierze się za coś to zamienia się to w - co najmniej srebro. Ścieżki są odpowiednio epickie i instrumentalne. Zawierają sporo elementów pasujących do stylistyki późnych Tominowskich serii (Turn A, Wings of Ryean, Overman King Gainer). Seiyu sprawdzają się bardzo dobrze i świetnie pasują do postaci. Początkowo aktorka podkładająca Hime mi nie pasowała, ale to tylko dlatego, że podkładała ona potem naczelną faszystkę Gundamowego uniwersum: Sochie. To nie przeszkadzało jej się potem zmienić i być przyzwoitą postacią.

            Animacja jest (znów) bardzo charakterystyczna dla późnych serii Tomino i doskonale pasuje do Folkpunkowego charakteru serii. Brak tu błędów czy niekonsekwencji animacyjnych, a stałych wstawek w ogóle nie zauważyłem.


Podsumowanie
            Nie zgadzam się z powszechną opinią, że Brain Powerd to słaba seria. Ma niezły scenariusz, sympatyczne postacie, a przy tym bardzo fajne i optymistyczne przesłanie. No i nie można zapomnieć o fenomenalnej muzyce. Również specyficzny styl charakterystyczny dla późnego Tomino zasługuje na uwagę.  






Ocena
8 Tetsujinów 

Brak komentarzy: