Aura Battler Dunbine
Rok
Produkcji: 1983 – 1984
Liczba odcinków: 49
Uniwersum: Byston Well
Opening
Ending
Fabuła
Aura Battler Dunbine jest adaptacją
autorskiej powieści Tomino: „The Wings of Rean”. Jej akcja toczy się w świecie Byston Well, który
można zlokalizować gdzieś pod oceanem (w Byston Well nie ma nieba, tylko
ocean). Główny bohater serii, młody Japończyk Shou Zama, wraz z dwoma innymi ludźmi zostaje
przeniesiony z Ziemi do tajemniczego świata Byston Well. Tam dostaje się „pod
opiekę” lokalnego władcy Drake’a i musi walczyć za pomocą Aura Battlera z jego
przeciwnikami. Jednak poprzez działania samego Drake’a jak i perswazje wrogiego
pilota Marvel Frozen, Shou dołącza do załogi Zelany i rozpoczyna walkę z
Drakiem i jego planami podbicia Byston Well.
Brzmi
sztampowo, to prawda, ale tak nie jest. Aura to niesamowita i wciągająca
historia o walce dobra ze złem i o tym co trzeba poświecić dla uzyskania pokoju
nie tylko w Byston Well, ale i na Ziemi (nazywanej Upper Earth). Jak się okazało
cena była ogromna, wręcz nie do opisania. Co prawda do finału z Ideona, gdzie
zniszczeniu uległ cały wszechświat, daleka droga, ale jednak w pewien sposób
było gorzej. Może dlatego, że postacie były tak sympatyczne, a spotkał je tak okropny
los… Dlatego też Dunbine jest pierwszą serią, której finał obejrzałem
fragmentarycznie, a reszty dowiedziałem się ze streszczeń na MAHQ.net. To było
po prostu nie na moje nerwy. Tym bardziej widać jak świetnie zostały napisane
postacie, skoro aż odmówiłem sobie oglądania ich tragedii w ostatnich
odcinkach. Fabuła w zasadzie dziur nie ma, a postanowiłem sobie za cel szukanie
wszelakich wpadek, czy pominięć jakiś wątków. Tomino jednak wszystko pozamykał
szczelnie i nic nie poprzepadało, a wątki zostały zakończone w sposób fachowy i
bez leniwych skrótów. Jedyne co pod względem fabuły mi przeszkadzało (oprócz
finału, do którego jednak nie można się przyczepić tylko dlatego, że jest taki
tragiczny) to ciągłe porażki naszych bohaterów pod koniec serii. Głównie
dlatego, że w pewnym momencie zaczynałem stwierdzać, że to nie los rzuca Shou i
jego grupie kłody pod nogi, ale scenariusz. Drażniące to po prostu było.
Bardzo
istotnym elementem serii są Aury, które posiada każda osoba. Jednak w świecie
Byston Well szczególnie silna aura charakteryzuje osoby z Ziemi, dlatego Drake
sciąga ich za pomocą schwytanej Ferario. Na szczęście nie był to element szybko
zapomniany z powodu tego, że trzeba pokazać kolejne masywne bitwy mechów. O
nie, Aury stanowiły niezwykle istotny element, aż do końca serii. Mogliśmy
zobaczyć w jakie strony mogą się rozwinąć i jakie są konsekwencje utraty
kontroli nad własną mocą.
Klimat
Świata Byston Well miażdży, to kraina
fantasy z najróżniejszymi, ciekawymi stworami. Sporo zwierząt ma rogi. Na
przykład konie to w zasadzie jednorożce, a w tle można też było zauważyć żabę z
rogiem. Fajnie też wyjaśniono w jaki sposób pozyskuje się materiał do Aura
Battlerów… Atmosfera w serii jest bardzo różnorodna - od sielanki po głębiny
depresji i powagi. Byston Well jest krainą podzieloną na wiele królestw, a
każdym z nich włada zawsze bardzo charakterystyczny władca. Od bezwzględnego
tyrana Drake’a, po mądrą i dobrą Celię Lapanę. Oprócz typowych dla Tomino
politycznych zagrywek między państwami, dostajemy jeszcze szczyptę konfliktów i
interesów rodowych. Naprawdę Tomino udało się stworzyć coś zajście
oryginalnego.
Konstrukcja
serii bardzo mi się podobała, choć jak na mój gust wciąż było nieco za dużo
walk. Jednak tutaj zrobiono to dużo lepiej niż w Ideonie, gdzie kolejne batalie bardzo męczyły i często dominowały w odcinkach. Tutaj bitwy szczególnie na początku serii pokazane są znakomicie. Nie było zbyt wielu Aura Battlerów i kolejne pojedynki Shou z Toddem oglądało się niezwykle przyjemnie. Miały one swój unikalny styl prawdziwych pojedynków, a nie bezmyślnego strzelania gdzie popadnie, jak to zazwyczaj bywa. Nawet gdy mechów zrobiło się więcej, to pojedynki głównych bohaterów są wciąż ukazywane ze sporym kunsztem.
walk. Jednak tutaj zrobiono to dużo lepiej niż w Ideonie, gdzie kolejne batalie bardzo męczyły i często dominowały w odcinkach. Tutaj bitwy szczególnie na początku serii pokazane są znakomicie. Nie było zbyt wielu Aura Battlerów i kolejne pojedynki Shou z Toddem oglądało się niezwykle przyjemnie. Miały one swój unikalny styl prawdziwych pojedynków, a nie bezmyślnego strzelania gdzie popadnie, jak to zazwyczaj bywa. Nawet gdy mechów zrobiło się więcej, to pojedynki głównych bohaterów są wciąż ukazywane ze sporym kunsztem.
Postacie
W tym aspekcie Dunbine’a można
określić jako Anty Ideona, gdyż niemal wszystkie postacie z obozu „tych
dobrych” zyskały moją ogromną sympatię. Szczególnie para głównych bohaterów
Shou Zama i Marvel Frozen przypadła mi do gustu.
Shou
na przestrzeni tych wszystkich odcinków rozwija się kapitalnie i z wypiekami na
twarzy śledziłem jego losy i rozwijające się relacje z Marvel. Z samolubnego,
mającego w nosie co dzieje się w Byston Well, chcącego jedynie wrócić do domu
nie patrząc na koszty Shou przeistacza się w kogoś bardzo odwrotnego. Można
powiedzieć, że był czymś w rodzaju połączenia Amuro i Kamillie.
Ta
z kolei wymiatała jako pilot i bardzo mi się nie podobało jak pod koniec serii
straciła sporo ze swoich początkowych świetnych umiejętności, ba była swoistym
Charem tej serii przez jakiś czas (próbowano to wytłumaczyć słabszą Aurą, ale
ja tego nie
kupuje), poza byciem świetnym pilotem, była niezwykle sympatyczną, niezależną dziewczyną o do bólu dobrym sercu, tym bardziej nie chciałem oglądać tych dwóch ostatnich epów… Zarówno Marvel doskonale uzupełniała Shou jak i Shou uzupełniał Marvel, oboje się od siebie uczyli (głównie to Shou uczył się od Marvel).
kupuje), poza byciem świetnym pilotem, była niezwykle sympatyczną, niezależną dziewczyną o do bólu dobrym sercu, tym bardziej nie chciałem oglądać tych dwóch ostatnich epów… Zarówno Marvel doskonale uzupełniała Shou jak i Shou uzupełniał Marvel, oboje się od siebie uczyli (głównie to Shou uczył się od Marvel).
Trzecią
główną bohaterką, była Cham z rasy przypominające wróżki istot zwanych Ferario
(te same dzieliły się na kilka rodzajów i mocno wpływały na co poniektóre
wydarzenia w serii). Niektórym może źle się skojarzyć z dzwoneczkiem z
Piotrusia Pana, ale Cham w przeciwieństwie do niej nie jest samolubną su…
dziewczyną i niezwykle martwi się o swoich współtowarzyszy, była swoistym
miernikiem nastrojów reszty bohaterów z Zelany.
Reszta
obozu szlachetnych wojowników nie przestawiała się gorzej Nie Gievun(czyt.
Nill) był dobrym dowódcą, choć czasami dawał ponieść się emocjom, co akurat
dobrze świadczyło o nim jako o człowieku. Pilot Zelany też gdzieś migał i
dodawał swoje trzy grosze. Elle Humn, która swoją Aurę rozwinęła w swego
rodzaju telepatię i później stała się jedną z najbardziej empatycznych postaci.
No i Keen Kiss, którą można by podsumować jako udaną wersje Katza. Dosyć
istotną i jednocześnie najbardziej tragiczną postacią była córka Drake’a:
Emille.
Jednak
z bohaterów drugiego planu urzekła mnie najbardziej postać królowej Ciely Lapany.
Zarówno za jej przeogromną charyzmę i dobroć ( Ciela to taka bardziej bezwzględna
Dianna z Turn A) jak i genialny głos pani Miki Takahashi, która spotęgowała
każdy aspekt tej postaci.
Tomino,
gdy tworzy poszczególne frakcje w swoich seriach, ma chyba zawsze dwa klucze - albo tworzy dwa mocno niejednoznaczne obozy,
albo: Ci dobrzy, są bardzo dobrzy, ale nie są doskonali i możemy się z nimi
identyfikować z powodu ich ułomności oraz podziwiać za hart ducha i wierność swoim
wartościom pomimo przeciwności losu. Ci źli, to już takie obrzydliwe indywidua,
że najchętniej chciałoby się ich wszystkich powystrzelać. Niby niektórzy mieli
jakieś pozytywne cechy np. Burne czy Todd, albo nieciekawą przeszłość jak
Jeryll, ale to było za mało, aby wywołać u mnie coś na kształt sympatii. Reszta
to już banda prawdziwych zwyrodnialców z Drakiem głównym antagonistą na czele.
Był on żądnym władzy bezdusznym tyranem (taki Gihern tyle że pozbawiony resztek
empatii). No i na koniec Shot Weapon (potomek Luncha Bozooki i Arrowa Bowa),
którego jak się przekonujemy w OVIE będącej sequelem spotkała największa kara.
Mechy
Nie
pomnę gdzie, ale przeczytałem raz, że Dunbine miał spory wpływ na powstanie
dosyć popularnej na świecie (i w Polsce) serii Vision of Escaflowne (klasyk
rodzimego Hypera). Widać to zarówno w pewien sposób fabularnie jak i mechowo.
Jednak, o ile Guymelefy raczej szły w
bardziej rycerski i smoczy design, to Aura Battlery bardzo przypominały owady z
głównym Dunbinem na czele. Jednak to nie wygląd urzekł mnie w tym aspekcie
opowieści, a fakt, że Shou przez większość serii latał jednym ze słabszych
maszyn w serii, a przewagę nad przeciwnikami zawdzięczał rosnącym umiejętnością
i swojek Aurze. Później niestety przesiada się na Bibine’a, będącego najnowocześniejszym
Aura Battlerem. Niemniej za wyjątkiem paru odcinków nie dało się odczuć jakieś
większej przewagi nad innymi. Reszta mechów była w porządku, każdy
reprezentował bardzo przemyślany i ciekawy design i mimo paru podobieństw
niektórych maszyn, wszystkie były unikalne i interesujące.
Animacja i Muzyka
Standardowa
animacja Sunrise z połowy lat 80tych. Mocno przypomina mi Zete Gundam. Bardzo
przemyślanie wykorzystywano stałe klipy, maskując je tak doskonale, że w ogóle
nie były zauważalne. Ogromnie mnie to cieszy, bo mimowolnie zawsze zwracam
uwagę na takie cuś. Generalnie animacja jest świetna i doskonale reprezentuje
styl lat 80tych.
Muzyka
jest wspaniała. Utwór z Openingu ciągle siedzi mi w głowie, a pozostałe utwory
doskonale budują klimat świata Fantasy jakim jest Byston Wall, który z
sielankowych motywów może od razu przeskoczyć na mroczne i depresyjne utwory doskonale potęgujące powagę sytuacji.
Cała muzyka zawiera się w 4 soundtrackach.
Podsumowanie
Mam
spory problem z tą serią, bo niezwykle mi się podoba, świetnie się ogląda,
świat przedstawiony jest bardzo ciekawy, postacie niezwykle sympatyczne i
charyzmatyczne, a fabuła wciąga. Jednak są tutaj bolączki - spadek formy Marvel,
końcówka serii na Ziemi, no i hiper depresyjne zakończenie zniechęcają mnie do
powrotu do niej. Wielka szkoda, bo Shou i Marvel stali się jednymi z moich
ulubionych postaci z nie Gundamowych serii.
Ocena
Mimo kilku wad 10/10 klasyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz