niedziela, 25 sierpnia 2013

Gargantia on the Verdurous Planet


Gargantia on the Verdurous Planet
Rok produkcji: 2013
Liczba odcinków: 13

Wstęp
Gargantia skończyła się jakiś czas temu i ominął mnie gorący okres recenzji tej serii. Głównie powodem były fakt, że chciałem ją sobie na spokojnie przemyśleć i poczekać na dwa dodatkowe odcinki, które pojawiły się w wydaniu płytowym tej serii. Gdy okazało się, że odcinki z numerami 14 i 15 nie kontynuują opowieści, a tylko ją uzupełniają, przestałem czekać na napisy i stwierdziłem, że jestem gotów rozstać się już z Gargantią.  Kończąc wstęp chciałbym nadmienić, że niemal każdy skrawek samego opisu fabuły jest spoilerem (nawet opening) i polecam obejrzenie Garganti bez żadnych wiadomości na jej temat.

Opening



Fabuła
            Nie wiem co pokusiło mnie aby Gargantie obejrzeć, moja niechęć do nowych Anime generalnie odstrasza mnie do oglądania serii, które właśnie wychodzą. Wole poczekać na pierwsze recki i serię zostawić na kiedyś tam. Ale tutaj się skusiłem, może dlatego, że potrzebowałem lekkiej odskoczni od Tominowych serii i przede wszystkim Gundama. Skusiła mnie za to wytwórnia Production I.G., która jest odpowiedzialna za wszystkie GITSy, które darzę ogromną sympatią (łącznie z nową OVĄ, która mimo paru bolączek dalej jest GITSem).

            Gdy odpaliłem pierwszego Epa i zobaczyłem te zbiorowisko Mechów i wielkich okrętów kosmicznych, które rozpoczynały ogromną batalię z kosmicznymi kałamarnicami zwanymi Hideauze, stwierdziłem, że znów jakieś epickie SF, które kojarzyło mi się jednocześnie dobrze (Canditate for Godess) i źle (Macross Frontier). A potem niemal spadłem z krzesła jak zobaczyłem zmianę klimatu o 180 stopni i z pompatycznej epickości nie zostało nic.  Gargantia jest  serią obyczajową. Pilot Galaktycznego sojuszu ludzkości: Chorąży Ledo (bądź Redo, w zależności od wymowy (Japończycy nie rozróżniają R i L (podobnie było z Loranem z Turn A))), będący wytworem setleci eugenicznego programu wojskowego (jak w zasadzie cała ludzkość mieszkająca w kosmosie) musi się dostosować, do pełnego chaosu (jak mu się wydaje) życia na Gargantii wielkiej floty, która pływa po wielkim oceanie jakim stała się Ziemia po apokalipsie wiele wieków temu. W tym wszystkim pomaga mu jego obdarzony sztuczną iteligencją Mech Chamber i mieszkańcy jego nowego domu. W szczególności kurierka Amy i jej młodszy brat. Ledo powoli aklimatyzuje się w tym całkowicie niezrozumiałym dla niego świecie. KAŻDY, PODKREŚLAM KAŻDY odcinek Gargantii oglądałem z wypiekami na twarzy i z wielkim zaciekawieniem śledziłem kolejne przygody Ledo. Seria w przeważającej większości odcinków przypomina mi Patlabora gdzie więcej mieliśmy codziennego życia grupy zwariowanych policjantów niż mechowe akcje. I to jest właśnie główna siła tego serialu. Nie tonie on w masie Gundumpowych anime. Wątek wojny ludzkości z kałamarnicami co prawda wraca pod koniec serii - poznajemy jej początek i jak bardzo jest ona bezsensowna, na mnie zrobiło to lepsze wrażenie niż niektóre epickie: „Wojna jest fe” w stereotypowych animcach z wielkimi robotami. Dowiadujemy się czym są tak naprawdę te kałamarnice i jak doszło do zagłady poprzedniej ludzkiej cywilizacji. Wątek ten jednak nie rozwinął się tak jak z początku się obawiałem. Bitwa o los Gargantii i całej Ziemi co prawda była, ale zachowała stonowany i subtelny styl Gargantii. 
           
Klimat jak już wspominałem jest niesamowity. Ziemianie (a raczej wodzianie) mają własną kulturę, wszystko zostało nam podane w strawny i w miarę wiarygodny sposób, po prostu doskonale oglądało mi się codzienne zwykłe i niezwykłe życie na statkach wchodzących w skład  tej wielkiej duchem ( i ciałem) floty. Natychmiast dałem się wchłonąć i zapragnąłem sam zamieszkać na Gargantii. Warto też nadmienić, że gdy Ledo trafia na Gargantie nic nie rozumie z tego co inni do niego mówią i Chamber musi na bieżąco mu wszystko tłumaczyć. Dopiero z czasem Ledo powoli uczy się języka. Na potrzeby serii stworzono zwroty w języku Galaktycznego Sojuszu  i tego używanego na Gargantii.


Świetnie zaprojektowano i przemyślano tą ogromną flotę, która też skrywa niejedną tajemnicę z minionej epoki. Wszystko się od siebie tutaj wyróżnia. Zarówno poszczególne floty mają swój własny charakter jak i projekty samych Hideauze i ich przeciwników z Sojuszu Ludzkiego są bardzo zróżnicowane.

Postacie
            Ciężko mi tu coś powiedzieć poza łał, gdyż nie wiem jak w piśmie oddać sprawiedliwość kapitalnym mieszkańcom Garganti i innych pływających miast i miasteczek. Bardzo ich lubię, są sympatyczni i choć momentami daje się zauważyć stereotypy, to są to dobrze prowadzone stereotypy, a to niestety nie każdy potrafi.
           
Polubiłem Ledo w zasadzie od momentu jak obudził się w jakimś hangarze na Garganti. Wydawać by się mogło, że będzie to typowy wyprany z emocji mokry sen anime fanek. Jednak na szczęście jego bezemocjonalna osobowość szybko się zmienia pod wpływem doświadczeń na Ziemi (tak jak zachowuje się normalna ludzka istota), niczego nie odrzuca i nie angstuje po prostu do tej pory nie miał okazji być… cóż człowiekiem. 

Z Amy, przewodniczką Ledo po świecie Garganti, mam ten problem, że jest lekko zbyt stereotypową bohaterką anime. Nie zrozumcie mnie źle, między nią a Ledo buduje się bardzo fajna i naturalna więź i lubię ją w zasadzie tak samo jak Ledo, ale… jakby to ująć… jest nieco zbyt doskonała dla swojego dobra.

Chamber, czyli upraszczając mech Ledo, jest świetną postacią. Z pozoru bezduszne SI, rozwija się nie mniej niż Ledo przez okres trwania całej serii. Do tego jak można się domyślić służy też momentami jako postać komediowa. W końcu często mnie pozytywnie zaskakiwał. Gdy zbliżało się ostateczne starcie z głównym złym serii, myślałem, że Ledo będzie musiał go przekonywać/przeprogramowywać/usunąć aby mógł stawić mu czoło, tymczasem Chamber jak wierny przyjaciel, bez słowa rusza wraz z nim. Ba, robot w zasadzie kradnie cały finał. Prawdziwy duch był (jest?) w tym pancerzu. Chciałbym zaznaczyć, że Chamber należy do tego rodzaju „uczłowieczanych SI”, która nie tyle wykracza poza swoje oprogramowanie, co wykorzystuje jego luki, albo dyrektywy interpretuje na swój sposób. Większość Transformerów z którejkolwiek serii, może mu pozazdrościć głębi.

Reszta postaci również jest sympatyczna miła i uprzejma. Nawet piraci (a raczej piratka). Wszyscy mają swój unikalny, choć często czerpiący ze stereotypów charakter i własne motywy. Choćby Pinion, który okazał się motorem napędowym fabuły w ostatnich odcinkach. To właśnie on przedstawił Ledowi do czego mogą mu posłużyć zarobione pieniądze. Bellows stanowi przeciwwagę dla nieco zbyt hiperaktywnego Piniona i często bywa głosem rozsądku. Lukkage przywódczyni piratów, pojawiła się chyba tylko dla fanserwisu, ale raz był to fajny fanserwis, a dwa swoje trzy grosze do całości dodała, no i miała fajną osobowość.
Ridget, będąca zastępcą dowódcy floty, (a potem dowódcą) rozwija się z drugoplanowców najbardziej, ba nawet ma poświęcony sobie odcinek, a to w tak krótkich seriach jest nieczęsto spotykane. Lubię silne kobiece postacie na stanowiskach dowodzących.

Jest jeszcze Kugel i jego mech Sraiker, ale im mniej o nich tym lepiej. Nadmienić mogę jedynie, że Straiker poszła w przeciwną stronę niż Chamber.


Mechy
            Te Ziemskie są bardzo… cóż Patlaborowe, które służą w zasadzie tylko i wyłącznie do przeszukiwania głębin morskich. Yumboroidy bo tak się nazywają w tej serii wyglądają po prostu jak łodzie głębinowe z doczepionymi rękami i nogami, co czyni je dość realistycznymi.

            Roboty/mechy Galaktycznego Sojuszu Ludzkości, są bardzo futurystyczne, osobiście początkowo niespecjalnie mi się design Chambera podobał, niemniej wraz ze wzrostem mojej sympatii dla tej „postaci” jakoś się do niego przekonałem.


Animacja i Muzyka
Production I.G. zatem mamy wysoką jakościowo animacje i niespecjalnie paskudne CGI, które nie przeszkadza w oglądaniu. Projekty postaci były w porządku. Ilość fanserwisu też nie powalała, to Ridget zaprezentowała się w kostiumie kąpielowym, Amy pare  razy wypieła tyłek w czymś w stylu tańca brzucha, czyogólnie wszystko co związane z Bellows i już na pewno Lukkage.

            Muzyka była równie świetna, szczególnie podobał mi się Opening, ale i enndig słuchało się bardzo przyjemnie.

Podsumowanie
Gargantia niezwykle mi się podobała, przypomniała mi przede wszystkim dlaczego tak bardzo lubię Patlabora - nie ma tu epickości, wielkiej bitwy o zbawienie świata. To wspaniała obyczajowa opowieść z fantastycznymi postaciami i z bardzo sympatyczną szczyptą Mechów i akcji.


Ocena:
9 Tetsujinów

Brak komentarzy: