Combat Mecha Xabungle
Liczba odcinków: 50
Rok produkcji: 1982 –
1983
Opening
Fabuła
Po tym jak
zostałem emocjonalną amebą po obejrzeniu Ideona, potrzebowałem czegoś dużo
lżejszego. Najlepiej niezobowiązującej komedii przy której odpocznę. Niestety
trzeba było wziąć się za kolejną, nie Gundamową, serię Tomino…
Xabungle
okazał się tworem idealnym na moją zmasakrowaną psychikę - jest to seria lekka,
łatwa w odbiorze i bardzo fajnie się oglądająca. Właśnie to tak tępione przez
naszych polonistów i purystów językowych słowo najlepiej ten serial określa -
On jest po prostu fajny. Xabungle jest bardzo podobny w konstrukcji do Daintran
3, czyli jest to komedia ocierająca się momentami o parodię.
Opowieść
toczy się na post-apokaliptycznym świecie Zola, gdzie ludzie zwani „Civilians”
żyją jak mieszkańcy dzikiego zachodu i w zasadzie mają jedynie trzy ścieżki
kariery:
1: Zostają górnikami i wydobywają
tajemniczy błękitny kryształ,
2: Zostają „Brakerami; swoistymi
najemnikami, wojownikami, bandytami i przy pomocy Walker Machines zarabiają na
chleb,
3: Zostają handlowcami,
posiadajcymi okręty lądowe i kontrakty z
tajemniczymi „Innocent”, którzy to za dostarczany niebieski kryształ płacą
nowoczesną technologią (nowymi okrętami, mechami, częściami , komputerami itd.).
Główny bohater Jiron Amos chce zemścić
się na Brokerze Timpie, który zabił jego rodziców. W tym celu sprzymierza się z
grupą Pustynnych Szczurów dowodzonych przez dziewczynę Rag. Razem kradną oni z
rąk potężnego handlowca, Pana Cargo (nie pomnę jego imienia), mecha najnowszej
generacji - tytułowego Xabungle. W efekcie pogoni i zdarzeń z nią związanymi,
wszyscy lądują na okręcie pana Cargo, który jak się okazuje, niestety zginął, a
jego miejsce zajęła córka Elchi Cargo. W taki właśnie sposób kolorowa i wesoła
załoga statku Iron Gear rusza by szerzyć kulturę, której zwykli mieszkańcy z
pozoru nie mają…
Xabungle
to historia lekka łatwa i przyjemna z dużą dawką zdrowego poczucia humoru,
żartująca ze wszystkich możliwych kalek serii Real Robots, która przecież
narodziła się zaledwie 4 lata wcześniej. Mamy dowcipy o Plot Armor, o
pompatycznych zgonach, czy epickich fabułach i konkluzjach w ostatnich
odcinkach. Do tego nierzadkie puszczanie oka do widza przez łamanie czwartej
ściany. Generalnie te żarty działają świetnie, jednak czasami przez to miałem
wrażenie teatralności tego wszystkiego. Serial poziom trzyma w zasadzie przez
wszystkie 50 odcinków. Jedyne co mi nie podeszło to historia Elchi, która
pojawiła się tuż po, w zasadzie identycznej, przygodzie Rag. Spowodowało to nawet, że zrobiłem sobie parę
dni przerwy. Świat przedstawiony, o dziwo jak na lekką komedię przygodową, jest
bardzo dobrze zarysowany. Poznajemy prawa rządzące światem, prawdę o planecie
Zola, czy kim tak naprawdę są „Cywile”, „Niewinni” i inne ludy zamieszkujące
planetę. Do tego seria zachowuje konsekwentnie klimat pseudo westernu z
elementami post-apokaliptycznymi, co było problemem w takim Gundam X, gdzie
otoczka zniszczonej Ziemi gdzieś znika w późniejszych odcinkach.
Postacie
Bohaterowie, jak i
cała seria, są… fajni. Nie mają jakiegoś bardzo skomplikowanego rozwoju, ale
nie byli ani irytujący, ani infantylni. Jiron jest świetnym głównym bohaterem i
dostaje całkiem sporo czasu antenowego dla siebie. Jest tak szczególnie na
początku i pod koniec serii. Elchi jest drugą najbardziej rozbudowaną postacią
i doświadcza najwięcej zarówno radości jak i cierpienia (ślepota, pranie mózgu
czy śmierć najbliższych). Z kolei Rag została potraktowana nieco po macoszemu i
niewiele czasu miała dla siebie. To mi się niestety nie podobało, bo była ona
postacią zapowiadającą się naprawdę ciekawie. Jak na rolę jaką w serii pełniła,
zasłużyła na więcej. Drugoplanowe postacie pozytywne również są sympatyczne,
choć nie mają tak naprawdę „swoich” odcinków. Na uwagę zasługują Chill; mała
dziewczynka należąca do pustynnych szczurów i Burume - kolejny pustynny szczur,
który dostał parę odcinków dla siebie i
zawsze miał coś do powiedzenia. Najlepszy z tej całej grupy upiększającej
głównych bohaterów jest jednak Fatman - milczący ochroniarz Elchi, który był
jej fanatycznie oddany (miał ku temu powody). Był to twardy gość, który w
innych seriach byłby pewnie tym złym. Bardzo podobało mi się też to, że wiele postaci, powrcało w puźniejszych odcinkach, chociażby Dr Medic i Maria Maria.
Z
kolei negatywni bohaterowie, są raczej bardziej zabawni niż groźni. Timp swoją
badassowością broni się tylko na początku. Potem i on pada ofiarą różnorakich śmiesznych
sytuacji. Kid Horla jest jeszcze zabawniejszy, taki prawie główny bohater
chwalący się zwykłymi w serialach RealRobots
przymiotami (z pozoru charakterem, plot armor’em itp.). Byli jeszcze
Niewinni i Obserwator Biel, który z czasem stał się sojusznikiem Iron Gear oraz
Arthur Rank, nominalny przywódca Niewinnych, który pragnie wypełnienia
przeznaczenia swojej „klasy” i oddania władzy w ręce Cywilom. No i w końcu Kashim
King - parodia Degwina Zabiego, który posiada wszystkie negatywne przymioty
całej rodziny Zabich.
Mechy
Mechy i świat
przedstawiony w Xabungle zmuszają mnie do zastanowienia się, czy Tomino
planował tą serie od początku jako komedię, bo te elementy wskazują raczej na
bardziej poważną historie… Niemniej Mechy przestawiono znakomicie. Na myśl
przychodzą mi takie tytuły jak Patlabor, czy Blue Gender. Są niskie, mają
bardzo realistyczny wygląd i zapotrzebowania (paliwo). Obsługiwane też są we w
miarę realny sposób. Nawet tytułowe mechy, którymi lata Jiron, wcale takie
wspaniałe i wyjątkowe nie są. Jedynym zgrzytem Xabungle jest mało wykorzystana
możliwość transformacji tego mecha. Tak naprawdę nie wiem, czemu seria nie
nazywa się Iron Gear, czyli okręt i dom naszych bohaterów, bo ten potrafi się
transformować w ogromnego robota, co zreszta czyni go niemal niepokonanym. W
całej serii pojawiły się jedynie trzy statki tej klasy. Co mi się podoba w Iron
Gear to fakt, że proces transformacji może być niebezpieczny dla mechanizmów
statku, przez co nasi bohaterowie musieli starać się o części zamienne.
Animacja i Muzyka
Animacja jest
standardowa dla Sunrise z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych i podobnie jak
reszta Anime z tamtego okresu zestarzała się znacznie lepiej niż starsi krewni
z lat 70tych. Wszystko jest wyraźne i dobrze narysowane, bez jakiś wyraźnych
animacyjnych Boboli. Powtórki transformacji czy akcji są wykorzystywane z głową
przez co nie rażą w oczy.
Muzyka…
OST Xabungle jest świetny, a piosenka tytułowa po prostu niesamowita. Jest to jeden
z lepszych Openerów jakie miałem okazję ostatnio oglądać. Reszta utworów też
stoi na wysokim poziomie i doskonale współgra z tym co widzimy na ekranie.
Piosenka z Endinga również jest przyjemna i taka trochę melancholijna.
Film Kompilacyjny
Wydany został
również film kompilacyjny: Xabungle: Graffiti, który zawierał parę dodatkowych
scen i zmodyfikowane zakończenie. Z tego co wyczytałem jest ono jeszcze
bardziej pozytywne niż w serialu. Niestety nie znalazłem tego filmu, ale sądząc
po notach w sieci nie jest to pozycja ciekawa.
Podsumowanie
Anime
to niespecjalnie się zestarzało, a raczej jest jak dobre wino, bo klisze
gatunku RealRobots są wykorzystywane teraz z dużo większą intensywnością. Do
tego sympatyczne postacie i niezła fabuła, czynią z Xabungle atrakcyjne
widowisko.
Ocena
7 Tetsujinów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz