niedziela, 10 lipca 2011

Transformers: Beast Machines


Transformers: Beast Machines
Rok Produkcji: 1999 – 2000
Liczba odcinków: 13 (Sezon 1), 13 (sezon)

Opening i Ending

Fabuła
Gdy zastanawiam się nad scenariuszem BM mam wrażenie, że powstał po, lub w trakcie imprezy jaką urządzili sobie scenarzyści po otrzymaniu wypłaty za BW. A musiała to być bardzo solidna impreza z dużą ilością alkoholu, prochów i innych używek, bo chłopaki mieli jaja tworząc serię dużo trudniejszą w odbiorze niż wszystkie poprzednie i wszystkie następujące serie Transformers. Mówię tak nie dlatego, że zawartość jest kiepska. Wręcz przeciwnie - scenariusz jest świetny, doskonale zwieńczający Beast Wars i całe uniwersum G1.
Historia rozpoczyna się dość tajemniczo. Maximale w formach zwierzęcych uciekają przez opustoszały Cybertron przed dronami. Primalowi udaje się zebrać Maximale. Uciekają do podziemi, gdzie dostają się do wyroczni, która formatuje ich do nowych technoorganicznych form. Tymczasem okazuje się, że władze na Cybertronie przejął Megatron II, który za pomocą specjalnego wirusa spacyfikował populacje i odebrał wszystkim mieszkańcom iskry. Optimus wraz z resztą Maximali są ostatnią nadzieją, nie tylko dla pokonania Megatrona II, ale i dla odzyskania przez Cybertron swojego prawdziwego oblicza. Tak właśnie mniej więcej przedstawia się fabuła. W późniejszych odcinkach Megatron powołuje do życia trzech generałów Vehikonów, gdyż bezmyślne drony nie radziły sobie ze sprytniejszymi Maximalami.
Akcja w Beast Machines jest bardzo dynamiczna, w zasadzie nie ma tu miejsca na odpoczynek - status quo tutaj nie istnieje. Każdy odcinek popycha akcje do przodu, każdy odcinek jest ważny dla głównego wątku i dla postaci, nie tylko tych, na których skupia się dany odcinek, ale dla WSZYSTKICH. Klimat jest jeszcze lepszy. Pusty Cybertron, nigdy nie ustępujące poczucie zagrożenia, partyzantka jaka uprawiają Maximale, no i rzecz jasna sam rozwój akcji. Nie zabrakło, też oczywiście odrobiny humoru. Co prawda ledwo się on przeciska prze gęstą i ponurą atmosferę, ale jednak trochę go jest. Głównie w wykonaniu Jetstorma oraz w dyskusjach i przemyśleniach Rattrapa. Same dialogi stoją na bardzo wysokim poziomie. To nie głupkowate dialogi, czy hurraoptymistyczne dyskusje przepełnione pustymi frazesami. Beast Machines traktuje widza jak dorosłego, któremu można przedstawić mroczną historię ze skomplikowaną fabułą, która porusza trudne tematy.
Beast Machines to szczyt możliwości scenarzystów, którzy pracowali przy Transformerach. Jak dotąd, żadna seria nie zbliżyła się do poziomu jaki prezentuje BM. Oczywiście są też małe elementy, które mi się nie podobały. Największy to ostatnie starcie pomiędzy Opikiem, a Megatronem II. Nie chodzi o to, że było ono nudne, czy przegadane, tylko o fakt, że wcześniej wszystkie Maximale zostały wyłączone z rozgrywki. Bardzo to hollywoodzkie pokazać starcie o wszystko pomiędzy Leaderami. Osobiście wolałbym gdyby, wszyscy starli się z Megatronem i dzięki współpracy wszystkich Megatron zostałby pokonany, a nie gdy wszystko zawiedzie, dzień uratuje Optimus (obowiązkowo musi poświęcić swoje życie). No i design Nightscreama, który w robotmode, prezentował się jak pokrzywiona wersja Michaela Jacksona.   
Na koniec taka krótka dygresja na temat tego nieszczęsnego organicznego rdzenia, który powoduje takie wielkie kontrowersje… Nie jestem jakimś wielkim fanem Transformers, ale swoje już i obejrzałem i przeczytałem. Generalnie rozchodzi się o to, że Cybertron jest Primusem bogiem i stwórcą Transformerów, przez to nikt nie dopuszcza do wiadomości, że Cybertron może mieć jakieś organiczne części. Jednakże.. według G1 Marvel, Primus jest istotą bezcielesną, która po stworzeniu naszego wszechświata wniknęła w planetę, która stała się światem Tefów. Tyle, że jeżeli Primus był istotą bezcielesną, to dlaczego trzeba zakładać, że faworyzował istoty mechaniczne? Może na początku rozwijał obie formy? Aż jedna zdominowała drugą, albo jak w przypadku Borga ze Star Trek doszło do połączenia obu form (technoorganizmy, jakie też pojawiły się w BM), a potem doszło do zaniku organicznej części form…

Postacie
Największą zaletą Beast Machines są właśnie postacie. Dzięki temu, że kręcono tę serie w takiej, a nie innej technologii spowodowało, że, podobnie jak w Beast Wars, nie można było upchnąć tu do granic przyzwoitości masy postaci. Dzięki zaoszczędzonemu w ten sposób czasowi, scenarzyści postarali się bardzo solidnie rozbudować wszystkie pojawiające się w serii postacie. Wydarzenia przedstawione w serii bardzo sprawiają, że nasi bohaterowie bardzo się zmienią w porównaniu z tym jacy byli podczas Beast Wars. Szczególnie dotyczy to obu Leaderów. Obaj stali się skrajni (przynajmniej Op na początku) w swoich poglądach. Op chce zastąpić technologię organiką, a Megatron na odwrót - dąży do perfekcji technologicznego świata, w którym rządzić będzie pojedynczy umysł nad tysiącami dronów. Obaj mają obsesję i albo to zrozumieją, albo zaprowadzi ich ona do zguby. Każda przesada jest zła, a już w szczególności fanatyzm. Tutaj, choć mamy jasny podział na dobro i zło, to jednak nie jest to już tak czyste dobro i zło, jakie mamy chociażby w G1. Obaj się mylą i obaj po części mają rację. Jednakże tylko jeden jest zdolny do kompromisu, o ile zrozumie to zanim będzie za późno. Konflikt pomiędzy światem natury i techniki to główny motyw przewodni, ale znalazło się tu także pełno wątków pobocznych. Każdy z bohaterów ma własne „obsesje”, z którymi musi się zmagać. Arachna chce odzyskać (pierw samego, potem miłość Silverbolta). Rattrap ma problemy z dyscypliną, a Cheetor dorasta i w pewnym momencie staje się jedynym głosem rozsądku wśród Autobotów. Nightscream natomiast mierzy się z samym sobą. Vehicony na początku są ok, a interesujący zaczynają być w momencie kiedy dowiadujemy się, kim byli przed transformacją w Tancora, Jeststorma In Thrusta. Po nich następuje kolejna dwójka, ale jak dla mnie byli już zdecydowanie mniej interesujący i generalnie nie można o nich powiedzieć nic ciekawego, poza tym, że pochodzą z daaawnych czasów.  

Muzyka i Animacja
Pisałem już o tym, że nie lubię CGI? Jednakże wyjątkowo w wypadku Beast Machines trzeba przyznać, że nadspodziewanie dobrze działa i doskonale współgra z mrocznym klimatem serii. Jedyne do czego się mogę trochę przyczepić to wygląd eksplozji, które przywoływały mi na myśl eksplozje generowane przez Nintendo 64. Porównując z późniejszymi produkcjami spod znaku Transformers, czy innych seriali ”kręconych” w tej technologii, BM prezentuje się wyśmienicie. No i jak wspomniałem mniej postaci = lepiej rozwinięte postacie.
Muzyka również wspaniale pasuje do serii. Przypomina mi nieco kompozycje Brada Fiedela, który stworzył muzykę do Terminatora. Doskonale współgra ona z mrocznym klimatem pustego miasta.

Podsumowanie
Podobnie jak w wypadku Terminatora, trudno stwierdzić mi, która seria jest lepsza, czy pierwsze Beast Wars, czy opisany tu sequel. Pod względem fabuły i rozwoju postaci bezwzględnie lepszy jest BM. Jednakże BM spotkał się z dużo bardziej chłodnym przyjęciem. Osobiście uważam, że z BW mogłem spędzić więcej czasu, dlatego też będę musiał wybrać BW, choć i BM zasługuje na…

Ocena
10 Tetsujinów.

Brak komentarzy: