poniedziałek, 5 lipca 2010

Virus Buster Serge


Virus Buster Serge
Liczba Odcinków: 12
Rok Produkcji: 1997

Opening:

Ending:

Fabuła
Koniec XXI wieku. W kosmosie znajduje się tajemniczy Inkubator, który wysyła na Ziemię zagadkowego wirusa, który infekuje ludzi, maszyny i komputery. W walkę z nim zaangażowana jest instytucja zwana Bastionem z równie enigmatycznym (a jakże) szefem Ravenem. Sam skład to grupa skazańców, którzy otrzymali drugą szansę. Ostatnim, który dołączył do grupy to tytułowy Serge, który jedyne co pamięta to jego własna śmierć.
Seria średnio ma się do tematyki bloga, bo tyle w niej mechów, ile w Bubblegum Crisis. Zresztą to nie jedyne podobieństwo do BGC, bo w zasadzie sama formuła mocno przypomina tę serię. Podobnie sprawa ma się ze strojami głównych bohaterów, czy zakończeniem (w tym wypadku serii TV). Podobieństwa są, ale jest niestety trochę gorzej, a w niektórych przypadkach dużo gorzej. Samo przestawienie Neo Hong Kongu jest bardzo dobre i zachowuje typowy Animowany styl Cyberpunkowy, który znamy z innych serii (Armitage, Akira, GITS, Cyber City Odeo). Jest jednak trochę bardziej „jasno”, choć nie jest tak sterylnie jak w serii TV BGC. Sama fabuła z początku rozwija się całkiem nieźle, a odcinki (nawet te Mindfuckowe) ogląda się całkiem przyjemnie. Nieco gorzej zaczyna być w drugiej połowie. Mowa tu o wprowadzeniu postaci Mózgozaura, czy pojawienie się jeszcze bardziej niezrozumiałych odcinków. Do tego bardzo niezrozumiały ostatni odcinek, który wyjaśnić ma wszystko i wyjaśnia, ale jest kilka kompletnie niezrozumiałych i nielogicznych scen, które oglądałem po dwa razy i dalej nie mogłem zrozumieć o co w nich chodzi. Inną, dosyć drażniącą mnie wadą, są ubiory bohaterów. Jeśli chodzi o postacie kobiece, nie mam większych zastrzeżeń. Gorzej jest już z postaciami męskimi. Jeszcze Jouichirou daje radę i jest w miarę ubrany normalnie. Reszta męskiej części obsady wygląda strasznie: Raven jest ubrany w coś na kształt zbroi, a pozostali jakby wybierali się na paradę równości - nic dodać nic ująć. W zasadzie wszystko sprowadza się do tego, że największym plusem tej serii jest scenografia i pierwsze odcinki. Reszta nie jest tragiczna, ale ciężko się niektóre epizody ogląda (generalnie ostatnie cztery są mało zrozumiałe). Trzeba jednak pamiętać, że ta seria jest ekranizacją gry komputerowej, a wiadomo, jak wypadają podobne produkcje tego typu. Zresztą z dumą pudełko informuje, że seria jest zrobiona przez twórców Fatal Fury (o tym jeszcze wspomnę).

Postacie
Co by tu rzec… Generalnie nie ma tu nikogo, kto by przykuł bardziej moją uwagę. No może młoda i utalentowana hakerka Mirei ma ciekawe backstory i cały odcinek temu poświęcony. Choć zachowuje się jak typowa nastolatka w anime, to da się ją lubić. Całkiem nieźle skonstruowany jest też Jouichirou (jakby nie było jedyny normalnie ubrany facet w serii). Jest on raczej pozbawiony konkretnej historii i jest postacią mocno drugoplanową. Może dzięki temu właśnie twórcy nie zdążyli go popsuć. Główny bohater i Raven, to ostre stereotypy. Pierwszy ogarnięty chęcią zemsty na drugim, za to, że go zabił. A drugi poza byciem mrocznym, waleniem pseudofilozoficznych frazesów, siedzeniem za biurkiem i smyraniem głównego komputera (kto obejrzy będzie wiedział o co chodzi), nie robi praktycznie nic. Pod koniec zachowuje się zupełnie nielogicznie (znów ten nieszczęsny finałowy odcinek). Erika może być, taka dziewczyna głównego bohatera, która jest dobra miła i sympatyczna i jakoś nie drażni widza. O Bogardzie, dowódcy polowym Bastionu, niewiele można napisać. Charakter w zasadzie zdobywa dopiero w ostatnich trzech odcinkach, no a patrząc na jego ubiór, istnieje duże prawdopodobieństwo, że jest stałym klientem baru Niebieska Ostryga. Pozostałe postacie drugoplanowe, przewijają się przez ekran i niewiele można na ich temat napisać.

Mechy
Raczej niewiele ich jest, plastopancerze wyglądają jak skrzyżowanie Hardsuita z Robocopem, albo zbroją rycerzy zodiaku (plastopancerz Ravena!). Pozostałe mechy to typowe designy z klasycznych Cyberpunkowych opowieści.

Animacja i Muzyka:
I tu powracamy do Fatal Fury. Animacja postaci, tak jak ich design, są niemal identyczne z tymi z animowanej wersji tej mordoklepki. Jedna z postaci drugoplanowych, jest wręcz żywcem przeniesiona z Fatal Fury. Design postaci mi się nie podobał, choć po dwóch odcinkach się do niego przyzwyczaiłem (najbardziej rozwalały mnie te kieszenie na cyckach). Z drugiej strony warsztat techniczny był bardzo dobry, a i świat przestawiony prezentował się bardzo przyjemnie. Muzyka była dobra, klimatyczna i dodawała do tej serii sporo dobrego, szczególnie opening przypadł mi do gustu.

Podsumowanie
Bardzo przeciętna seria z kilkoma plusami i wieloma wadami. VBS jest reklamowany u nas jako produkcja twórców Fatal Fury, Armitage III i Wojowniczek z Krainy Marzeń. Dobra zachęta (Armitage), ale niestety na chwycie reklamowym się kończy. Całość kosztuje obecnie 60zł, ale z czasem powinno wyjść w pakiecie pewnie w cenie 30 – 40zł za całość. Wtedy można rozważyć kupno. Seria głównie dla tych ludzi spragnionych Cyberpunku, którzy wszystko inne już obejrzeli.

Ocena
5 Tetsujinów

Brak komentarzy: