Mobile Suit Gundam Seed Destiny
Rok Produkcji: 2004-2005
Liczba Odcinków: 50+FinalPlus
Uniwersum: Cosmic Era
Fabuła
Cosmic Era jako pierwsze Uniwersum post UC doczekało się pełnoprawnej kontynuacji w postaci serii telewizyjnej. Niestety, pierwszą próbę można śmiało zaliczyć do nieudanych. Oryginalny SEED, mimo że nie był niczym nadzwyczajnym, potrafił przyciągnąć uwagę. Niestety jego kontynuacja jest niemal całkowitą porażką i jedną z najgorszych produkcji Gundamowych z jaką miałem do czynienia. Zarzutów jest wiele. Przede wszystkim przeszkadza nachalność w kopiowaniu wątków, nie tylko z osławionej już Zety (co do końca nie jest takie złe), ale i wielokrotne powtarzanie tego, co znajdowało się w SEEDzie. Dostajemy niemal identyczną serię z bardzo podobnym przebiegiem wypadków. Jedynie na początku główny wątek dotyczy statku ZAFTU Minervy. O ile załoga ta miała jedną ciekawą postać (kapitana) to reszta nie przestawiała większej wartości. Szczególnie antypatyczny jest tutaj, chory umysłowo, Shinn). Wielu zarzuca SD iż w połowie serii Minerva stała się elementem drugoplanowym, a pierwsze skrzypce znów przejęła załoga Archangela. Moim osobistym zdaniem jednak, bardzo dobrze się stało. Zdecydowanie bardziej wolałem oglądać przygody w miarę porządnie zrobionych postaci, aniżeli tę bandę klaunów z psychicznie chorym Shinnem na czele. Niewiele to jednakże serii pomogło. Największą wadą, która całkowicie niszczy tą serie, to recapy. Jest ich od zawalenia, a oderwana rąsia siostry Shinna jest najczęściej pokazywaną sceną. O ile, gdy pierwszy raz to zobaczyłem, wywarło to na mnie spore wrażenie, to w miarę pokazywania tej sceny zamieniło się to w groteskę i za każdym razem robiło się coraz bardziej nudne. SD recapuje sceny z nawet kilku odcinków wcześniej. Raz natrafiłem nawet na recap, który pojawił się wewnątrz innego recapu. Jest to istny symbol nieskończoności. Czasami miałem poważny problem z rozstrzygnięciem, czy dany odcinek jest typowym Recapem mającym przypomnieć co się do tej pory w serii działo, czy też normalnym odcinkiem - tak jest ich dużo. Wątki fabularne są całkowicie spartolone (żeby nie użyć bardziej dostanych słów). Wątek polityczny Orbu to kpina. Pokazanie że każda strona konfliktu ma swoje za uszami (nadmierna dyskredytacja zarówno Ziemi jak i PLANTu) spowodowało, że gdy obserwujemy bitwę między nimi, to mamy w głębokim poważaniu kto zwycięży, ponieważ i tak wszyscy są źli. W zasadzie mógłbym wypisywać kolejne schrzanione elementy, ale mam już serdecznie dosyć tej recenzji.
FinalPlus to reżyserska wersja połowy ostatniego i ostatniego odcinka, dodająca epilog kilka scen walk i jeszcze więcej Recapów. Nieco lepsze od oryginalnego zakończenia. Warto zamiast ostatniego odcinka obejrzeć właśnie FinalPlus. Choć między Bogiem a prawdą, lepsze to wiele nie jest.
Postacie
Trudno mi coś na temat postaci tak naprawdę napisać. Już w zasadzie nikogo nie lubiłem w pierwszym SEEDzie. Tym mniej prawdopodobne było, że polubię kogoś w jego kontynuacji. Oczywiście, dalej interesowały mnie losy Murrue i Mu (zarówno jako Neo jak i po przejściu na stronę Archengela). Reszta była znośna, o ile nie była denerwująca. „Główny bohater serii” - Shinn, który głównym bohaterem jest w zasadzie tylko z nazwy, jest jedną z najsłabszych tego typu postaci. Zazwyczaj, jak na początku dostajemy rozchwianego emocjonalnie chłopaka, który rzuca się na wszystkich i wszystko, to w miarę upływu czasu zmienia się on i nabiera charakteru. Tu jest inaczej - Shinn jest tak samo nienormalnym, mającym problemy psychiczne świrem na początku serii, jak również na jej końcu. Do tego w zasadzie character building w SEED D nie istnieje. Postacie pojawiają się i równie szybko znikają, tylko po to, żeby wrócić po kilku odcinkach kiedy się już o nich całkowicie zapomni (ponownie ofiarą takiego obrotu spraw został Wanfield) . Podobny los spotkał Stellę, klona, znanej z Zety, Four. Sama Four była dobrze zbudowaną postacią i można by o niej powiedzieć, że jest w miarę normalna tylko skrywa jakieś nieprzyjemne tajemnice. Niestety w przypadku Stelli przychodzi mi do głowy tylko jedno określenie: opóźniona w rozwoju. Wątek Mu został spartolony równie popisowo i w zasadzie nie dostajemy żadnego wyjaśnienia jak uratował się on w SEEDzie oraz jak stał się Neo. Krótka migawka to niestety za mało. Mimo wszystko moja sympatia do tej postaci pozostała, ale jechał niemal wyłącznie na opinii zbudowanej w poprzedniej serii opinii. Jedyne co mogę napisać pozytywnego, to kilka słów o kapitanie Minervy Talii. Jest to stosunkowo dobrze zbudowana postać bazująca na Chorąży Roccoi z Zety. Na koniec dodam, iż Dom Troopersi, choć są postaciami trzecio/czwarto-planowymi (nawiązującymi do podobnego Teamu z MSG) też przypadli mi do gustu.
Mechy
Jeśli na kopiowanie designów przez pierwszego SEEDa można przymknąć oko, to już na to co wyprawia się w Destiny niestety nie. Nie dość, że modele ZAFTu to niemal czysta, nie wprowadzająca żadnych zmian, kalka z maszyn Zeonu, to twórcy nawet nie pokusili się o zmianę ich nazw. Tak więc otrzymaliśmy: Zaku, Goufy, Dom Troopery (tu się wybitnie wysilili). Gundamy, są w zasadzie takie same jak pod koniec normalnego SEEDa. Są przepakowane tysiącem różnorakich spoilerów i dział większych od samych robotów. Z kolei nowy Impulse, był mocno zainspirowany Victory Gundamem (jego następca Destiny na V2) i też rozdzielał się na trzy moduły (totalnie niewykorzystany element). Jako, że ta seria jest „Zetą Cosmic Ery”, doczekaliśmy się również Rip-offa złotej maszyny Chara, którą latał zresztą jego klon.
Animacja i Muzyka
Takie same zarzuty jak w SEEDzie - animacja postaci jest różnoraka i, w zależności od sceny, twarz postaci zmienia się niemal nie do poznania w zależności od ujęcia. Słynne różowe wybuchy są na porządku dziennym. Animacja mechów jest jednak dobra i potrafi niekiedy zachwycić. Muzyka była bardzo dobra. W zasadzie to jedyny element, który naprawdę mi się podobał. Szczególnie utwór z drugiego openingu przypadł mi do gustu. Reszta soundtracku przypomina mi moją składankę MOODS posegregowaną na krążki o takich tytułach jak Dreams, Impressions, Reflections. Mówiąc krótko, muzyka jest bardzo przyjemna dla ucha. Jest to w zasadzie jedyne co trzymało mnie przed porzuceniem serii.
Podsumowanie
Zdecydowanie najgorsza seria telewizyjna z Multiversum Gundama. Fabuła jest oklepana i wtórna do granic możliwości. Negatywnego wrażenia dopełnia jeszcze przesyt recapów. Dla mnie jedynym plusem było szczęśliwe zakończenie dla Murrue i Mu. Mam nadzieję, że chociaż Stargazer (kończący jak na razie Cosmic Era) będzie odrobinę lepszy.
Ocena
2 Tetsujiny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz