Tekkaman Blade
Tytuł oryginalny: Uchū no Kishi Tekkaman Burēd
Rok produkcji: 1992
Liczba odcinków: 49 (2 sezony)
Fabuła
Rok 2087. Ziemia jest atakowana przez przybyszy z kosmosu, znanych jako Radam. Opanowują oni okalający planetę kosmiczny pierścień, skąd wysyłają na powierzchnię zastępy krabopająków – olbrzymich potworów, które niszczą miasta i dziesiątkują ludność. Nawet elitarny oddział Kosmicznych Rycerzy, dowodzony przez genialnego wynalazcę, komandora Freemana, jest bezsilny wobec najeźdźcy. Gdy wszystko wydaje się być stracone, Ziemianom dosłownie spada z nieba na ratunek tajemniczy, cierpiący na amnezję chłopak, który wie tylko, że nazywa się Blade. Ochrzczony przez Kosmicznych Rycerzy mianem mianem D-Boy’a (od Dangerous Boy – Niebezpieczny Chłopiec), posiada niesamowitą zdolność przemieniania się za pomocą szmaragdowego kryształu w obdarzonego nadludzką siłą i sprawnością, a także ubranego w potężny pancerz wojownika, zwanego Tekkamanem. Z niezwykłą łatwością likwiduje kolejne hordy krabopająków, stając się ostatnia nadzieją Ziemi. Niebawem okazuje się, że istnieją także inni Tekkamani, walczący po stronie Radam. Powoli odkrywana jest straszna przeszłość Blade’a, wyjaśniająca jak zdobył swoje moce…
I tu przerywam streszczanie – dalej po prostu się nie da bez spoilerowania. Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem anime. Prawda, oglądałem Pszczółkę Maję i Muminki, ale kto nie oglądał, nie wiedząc nawet z jakiego kraju pochodzą owe animacje? Prawda, jestem wielkim fanem Ulyssesa 31, Voltrona czy Saber Ridera, ale przez całe dzieciństwo brałem to za produkcje rdzennie amerykańskie. Prawda, oglądałem Sailor Moon, ale teraz ze mnie takie „moonie”, jak profesor matematyki. Prawda, oglądałem Dragon Balla, ale… może spuśćmy zasłonę miłosierdzia na mój dalszy wywód o tej serii. Dość powiedzieć, że skutecznie zniechęciła mnie ona do zapoznawania się z japońską animacją na kilka lat. Dopiero na wiosnę tego roku jeden z moich znajomych podrzucił mi anime, które miało mnie nawrócić na „wielkie oczy”. Był to właśnie Tekkaman Blade. Efekt? Dwa, może nawet trzy odcinki dzień w dzień, kilka razy rozdziawione szeroko usta, kilka razy szczere wzruszenie. Seria jest naprawdę dobra, wciągająca, pozbawiona wad, jakie miały anime w stylu DB. Ciągła aura tajemnicy wokół D-Boy’a, kosmitów czy walczących w ich imieniu Tekkamenów sprawia, że chce się oglądać i oglądać i oglądać. Jest wiele iście epickich momentów – transformacja Blade’a w Tekkamana, start wahadłowca Kosmicznych Rycerzy, czy wykonywanie przez D-Boy’a jego „fatality”, przy wydaniu z siebie okrzyku „VOL TEKKA!” (Goku i jego „Ka-me-ha-me-ha!” mogą się schować). Praktycznie wszystkie postaci budzą w widzu jakieś uczucia, praktycznie wszystkie ulegają podczas trwania serii zmianom. Nawet te, którym przypadły role clownów, wypełniają je bez pozostawienia widowni z niesmakiem i zażenowaniem. Jest kilka minusów – na przykład zbyt wiele recapów. O ile z fillerami (zarówno, jeśli chodzi o lizbę, jak i poziom) Tekkaman radzi sobie nieźle, o tyle pod względem recapów (najwięcej będzie ich w drugim sezonie) jest gorzej. Do tego w drugim sezonie przez kilka odcinków dominuje schemat – pitu-pitu, walka z wrogim Tekkamanem, „I’ll get you next time, Gadget…eee… Blade”, pitu-pitu przed napisami. Na szczęście – to tylko kilka takich epów.
Postacie
Centralną postacią jest Blade alias D-Boy. O jego przeszłości będziemy dowiadywać się z kolejnych odcinków, natomiast jaki jest on sam? Cierpiący. Są momenty, gdy chciałoby się go przezwać E-Boy (od Emo-Boy), ale jego zniechęcenie i zamknięcie się w sobie nie jest na zasadzie strzelania focha. Blade po prostu boi się swojego alter ego, jakim jest Tekkaman, każda przemiana (w przeciwieństwie do osiągania kolejnych form SSJ przez Son Goku – dobra, to był ostatni prztyczek w Smocze Kule) rujnuje go tak fizycznie, jak psychicznie. Serial pokazuje dwa oblicza D-Boya – z jednej strony wojownika, z drugiej – istoty, która usiłuje odnaleźć własne człowieczeństwo i miejsce na Ziemi.
Dalej są Kosmiczni Rycerze, dowodzeni przez albinosa- komandora Freemana, niepozornego, ale genialnego naukowca i żołnierza. Kolejni Rycerze to Aki (późniejsza ukochana D-Boy’a), Noal (początkowo nieufny Blade’owi czaruś i gbur, w trakcie trwania serii staje się jego najlepszym przyjacielem, okazuje się też, że cyniczne podejście do życia to efekt smutnej przeszłości), Rebin (technik-transwestyta – sic! – zakochany w D-Boy’u), Milly (małoletnia geniuszka komputerowa) i Honda (mechanik, przypominający Rockfora z Brygady RR). Stają się oni substytutem rodziny Blade’a. Oprócz Rycerzy Ziemi bronią normalni wojskowi – ci jednak widzą w Tekkamanie swoje Wunderwaffe, które należy maksymalnie wykorzystać, a potem – jako odmieńca - się go pozbyć. Dowodzi nimi szalony generał Colbert, który nie cofnie się nawet przed poświęceniem życia połowy pozostałej na Ziemi populacji, żeby ratować planetę i swoje dobre imię. Do jego ważniejszych ludzi należy Balzak – ciekawa, niejednoznaczna postać, także ulegająca wielu zmianom w trakcie trwania serii. Kilkukrotnie pojawi się też sierżant O’Rourke, stary żołnierz, który jako jedyny rozumie naprawdę czym jest wojna.
Pora na czarne charaktery. Samych Radam widzimy rzadko, częściej ich żołnierzy – wspomniane krabopająki – oraz generałów, których rolę pełnią Tekkameni. Inwazją kieruje Omega – zespolony ze statkiem flagowym Radam, który rozbił się po drugiej stronie księżyca. Jednak to nie on jest największym wrogiem Blade’a, lecz Evil, z którym D-Boy ma zaskakująco wiele wspólnego. Pozostałymi Tekkamenami są – Axe, Dagger, Lance oraz ukochana Omegi, Sword. Jest jeszcze jeden Tekkaman, ale jak się okazuje jest on (czy może raczej ona) bliższy bardziej Blade’owi niż wojownikom Radam.
Roboty
W serii jest tylko jeden mech w pełnym tego słowa znaczenia. Gdy w pewnym momencie szmaragd, za pomocą, którego Blade się transformuje ulega zniszczeniu (nie pytajcie mnie jak), Freeman konstruuje robota o nazwie Pegaz, w którym umieszcza resztki kryształu. Odtąd Pegaz służy za czynnik transformujący D-Boy’a oraz za jego środek transportu (może bowiem zmieniać się w odrzutowiec). Dodatkowo jest wyposażony w sztuczną inteligencję, która kilka razy ocala życie Blade’a.
Oprócz Pegaza mamy dwa skafandry, zaprojektowane przez Freemana, a zbudowane przez wojsko, na podstawie analizy pancerza Tekkamana. Sol Tekkaman 1 i 2 – bo tak się nazywają owe zbroje – pozwalają ich posiadaczom na lot, podnoszenie ciężarów, wytrzymanie śmiertelnych ciosów i postrzałów. Do tego są uzbrojone w działa strzelające pociskami ze specjalnego metalu, ferinium (taka miła rzecz – liczba pocisków jest ograniczona, co dodaje serii realizmu). Wojownik Sol Tekkaman bez trudu radzi sobie z krabopająkami, jednak w starciu z prawdziwym Tekkmanem okazuje się zbyt powolny i mało odporny, do tego doskwiera brak broni białej (a taką właśnie posiadają wrodzy Tekkamani).
Podsumowanie: Bardzo dobra, wciągająca seria, nie tylko dla fanów anime czy wielkich robotów. Zabawi, przerazi, zasmuci, zmusi do zastanowienia.
Ocena
8 Tetsujinów
I jeszcze słowo o wersji amerykańskiej. Doszło w niej do kilku zmian (np z Rebina zrobiono kobietę, żeby nie razić czymś takim jak trans-gender; kilku bohaterom pozwolono przeżyć, podczas gdy w wersji oryginalnej zostali uśmierceni) i cięć (poleciało kilka odcinków, usunięto sceny, gdzie bohaterowie – czy raczej bohaterki – pojawiają się nago). Zmieniono także imiona i nazewnictwo. Na przykład Tekkaman to Teknoman, Blade został przechczony na Slade’a, Evil na Sabre’a, Aki na Star Summers, Noal na Ringo, Omega na Darkona, Pegas na Teknobota, zaś Radam na Venomoidów. Jeden zmiany in plus, inne in minus, w mojej opinii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz